piątek, 19 kwietnia 2013

Rozdział 2

Witam po krótkiej przerwie! :3. Dziś nowy (dłuugi) rozdział ^^. Pisałam go w zeszycie, w szkole, w domu, w autobusie, na ławce w parku... Mam nadzieję, że się spodoba ^^. Wyszło z dziesięć kartek!
_____________
*Oczętami Kendalla*
Kiedy Lourette zasnęła, ja jeszcze siedziałem jakiś czas, i rozmyślałem. Ciekawe, czym ona się zajmuje? Musi dużo zarabiać, albo mieć bogatych rodziców skoro mieszka w takim domu i jeździ takim samochodem. Odruchowo pogłaskałem ją po głowie. W życiu nie widziałem tak atrakcyjnej kobiety. Lourette wie, że jest piękna i potrafi to wykorzystać. Jej cała siła i seksualność ulotniły się, kiedy zasnęła. Teraz, patrząc na nią, widziałem kruchą, dziewczęcą osóbkę, która potrzebowała kogoś bliskiego. Ułożyłem się wygodniej w łóżku, przyciskając ją mocniej do siebie. Przypomniało mi się, jak cicho szlochała wtedy, w toalecie. Dopiero teraz pomyślałem, że mogłem sprawić jej ból... Skrzywiłem się odruchowo. Zapisałem sobie w pamięci, by zapytać ją o to i przeprosić, a potem zapadłem się w miękkie poduszki i zasnąłem.
*Oczami Lourette*
Obudziłam się z jedną myślą - muszę się napić wody. Nie miałam jakiegoś superkaca, ale chciało mi się pić. Mój wzrok padł na śpiącego jeszcze Kendalla przytulonego do mojego boku. Spał słodko skulony, jak małe dziecko. Rozczulona, pocałowałam go delikatnie w czoło i powoli wygramoliłam się z łóżka, podążając w stronę kuchni. W salonie, mijając zegar, zorientowałam się, że jest szósta rano. Zignorowawszy porozrzucane wczoraj ubrania, weszłam do kuchni i nalałam dwie szklanki wody. Położyłam je na tacy, wyciągnęłam z szafki tabletki na kaca i elegancko ułożywszy je na małym talerzyku, zaczęłam robić tosty. Ich smakowity zapach sprawił, że poczułam mocne ssanie w żołądku. Gotowe tosty położyłam na tacy i dołożyłam jeszcze butelkę wody. Wzięłam tacę w dłonie i wróciłam na górę do sypialni. Tacę położyłam na szafce nocnej, po czym wyciągnęłam z szafki luźną flanelową koszulę w kratę i krótkie czarne spodenki (które, warto dodać ledwo zakrywały tyłek). Pocałowałam dalej śpiącego Kendalla w czubek nosa. Gdy zaczął otwierać sklejone snem powieki, parsknęłam śmiechem. 
 - Dzień dobry kolego. - przywitałam się.
 - O, hej... - wymamrotał Kendall i przeciągnął się.
 - Głodny? - zapytałam, podsuwając mu tacę z tostami pod nos. Zapach tostów podziałał, chłopak od razu się obudził.
 - Tak, dziękuję. - odparł, uśmiechając się promiennie. Podałam mu tacę i wgramoliwszy się na łóżko, wzięłam sobie jednego tosta i zaczęłam zajadać obok Kendalla. Czułam, jak materac wibruje jeszcze od naszego seksu. Naszło mnie przyjemne uczucie spełnienia.
 - Lorrie! - usłyszałam krzyk. To była Alice. Zanim zdążyłam zareagować, wpadła do mojej sypialni, zwycięsko dzierżąc w dłoni spodnie Kendalla.
 - Ty niegrzeczna dziewczynko! - No gadaj, czyje to? - zbombardowała mnie od progu.
 - Alice... - zaczęłam z zagadkowym uśmiechem. - Puka się. Z tego prostego powodu, że mogę być zajęta.
 - Ta, niby czym... - rzekła czarnowłosa zniecierpliwionym tonem, przewracając oczami - Jedzeniem śniadania z... z... - zacięła się, patrząc na mojego towarzysza szeroko otwartymi oczami. Wyglądało to bardzo zabawnie. Kenny pomachał jej z uprzejmym uśmiechem. - Z Kendallem Schmidt'em? - udało jej się dokończyć, nienaturalnie wysokim głosem. Po chwili wybuchnęła głośnym śmiechem.
 - Ty... po prostu przechodzisz wszelkie wyobrażenia... - rzuciła, chichocząc. Gdy spoważniała, wyciągnęła rękę do Kenny'ego. - Jestem Alice... - przedstawiła się. Zabrała dłoń, nie czekając aż Kendall poda jej swoją. - Byłam na naszym koncercie w Toronto. Uważam, że wyszło wam niesamowicie.
 - Dziękuję. - odparł Kendall rozbawionym tonem.
 - Dobra. - Alice zerwała się nagle - Zostawiam was, gołąbeczki, muszę wziąć prysznic i kładę się spać. To była długa noc. - puściła nam oko, po czym wyszła. Dopiero w tym momencie zorientowałam się, że miała rozczochrane włosy, wczorajsze ubrania i rozmazany makijaż. Pomyślałam sobie, że nie tylko ja będę musiała dużo opowiadać wieczorem.
Po skończonym posiłku, umyłam naczynia i pozbierałam ubrania Kendalla z podłogi i ze schodów. Czekając, aż się ubierze, poukładałam czyste naczynia do szafek. Gdy blondyn wyszedł z sypialni, już ubrany, przytulił mnie.
 - Dziękuję za wszystko. - wyszeptał w moje włosy.
 - Nie ma za co. - odparłam wesoło. - To ja dziękuję.
Przytulaliśmy się jeszcze przez chwilę, a potem uśmiechnęłam się zagadkowo.
 - Masz ochotę zobaczyć, czym ja się zajmuję? - zapytałam.
 - Jasne. - odpowiedział z uroczym uśmiechem na koralowych wargach.
 - Zapraszam na poddasze zatem. - powiedziałam, biorąc go za rękę.
W atelier panowała złocista jasność lejąca się z dużych, kwadratowych okien. Przesuwałam duże i małe płótna, by dotrzeć do obrazów, które ostatnio namalowałam. Mój autoportret płaczący samotną łzą po odejściu Keitha, psychodeliczne, jaskrawe kompozycje pełne zegarów, żarówek i latających kotów. Namiętne akty i parę abstrakcji. Kendall patrzył z niemym podziwem na obrazy, próbując je przypasować do czegokolwiek, co znał.
 - Łał... Są piękne. - powiedział, gdy pokazałam mu ostatni z nich. - Masz styl podobny do tej takiej... Ona taka znana jest... czekaj... Podobnie do ciebie ma na imię... - namyślał się.
 - Lourette Delmond? - zapytałam.
 - No! No właśnie, o nią mi chodzi...  - podszedł do mojego autoportretu i w zamyśleniu  zaczął dotykać namalowanej łzy na policzku mojej podobizny. Zjechał palcem na dół, aż napotkał podpis wykonany jasnym kolorem. Rozdziawił usta.
 - To... ty? - zapytał. - Ty jesteś Lourette Delmond? - Kiwnęłam głową w odpowiedzi i oboje zaczęliśmy się śmiać. - To się dobraliśmy, nie ma co. - zachichotał Kendall, po czym przytulił mnie mocno i zatopił twarz w moich włosach.
Poprosiłam go, by usiadł w czerwonym, rustykalnym fotelu, stojącym w środku jasnej smugi światła, który przywiozłam ze sobą z Point Place. Wzięłam ołówek i rysownik, po czym usiadłam na krześle naprzeciwko Kendalla. Zaczęłam rysować jego portret. Narysowanie wszystkiego zajęło mi około piętnastu minut. Z kartki uśmiechała się do mnie przystojna twarz Kendalla. Podpisałam się i dodałam dedykację.
Dla Kendalla, który jest głosem światła.
Usunęłam kartkę ze szkicownika i wręczyłam ją blondynowi.
 - Na pamiątkę. - szepnęłam. Ten uśmiechnął się wdzięcznie i musnął ustami mój policzek.
 - Dziękuję. - również szepnął. Zeszliśmy do salonu, trzymając się za ręce.
 - Masz ochotę poznać resztę zespołu? - zapytał Kendall po chwili ciszy.
 - Pewnie! Daj mi się tylko przebrać. - ucieszyłam się, po czym pobiegłam na górę. Rozczesałam niesforne włosy i związałam je w wysoki kok. Z szafy wyjęłam jasno-miętową sukienkę nad kolano w białe grochy i cieliste sandałki na szpilce. Przypudrowałam twarz, musnęłam policzki różem, na powiekach namalowałam cienkie kreski, a usta posmarowałam błyszczykiem. Przebrałam się, i do beżowej torebki o niewielkim rozmiarze włożyłam markowe okulary przeciwsłoneczne, telefon, błyszczyk, małe lusterko i portfelik z cielęcej skórki, z dokumentami i kartą kredytową. Do tego spryskałam się Chanel i byłam gotowa.
 - Uroczo wyglądasz. - powiedział Kenny, gdy zeszłam na dół. Już wychodziliśmy, gdy niespodziewanie cmoknął mnie w usta. Ja zaśmiałam się i pogłaskałam wierzch jego dłoni. Nie odczuwałam do niego żadnych zapędów, tak jak wczoraj. Okazywałam mu delikatną czułość, na jaką zasługiwał. Wsiedliśmy do cadillaca, tylko tym razem on na siedzeniu kierowcy.
 - Czuję się jak na planie teledysku do "City is ours" - powiedział z uśmiechem.
 - Hm, rzeczywiście, mieliście tam takie auto. - odparłam, szczerząc zęby.
Dzień był gorący, ale lekki wiatr głaskał mnie po twarzy. Pomyślałam sobie, że kocham Los Angeles. To słońce, piękno, zabawa... Kolory lazurowego nieba, palm, domów i asfaltu na jezdni komponowały się w spójną całość. Zobaczyłam drgające ciepłe powietrze.
Rozpuściłam włosy, które sprężyście opadły mi na ramiona.
 - Tak ci ładniej. - powiedział Kenny.
 - Dziękuję. - odparłam, obserwując promienie słońca igrające w jego włosach. Przyjemnie było jechać sobie drogim samochodem z przystojnym bożyszczem tłumów, ale gdzieś na dnie duszy odczuwałam lekki niepokój. Moje życie tak się zmieniło od rozstania z Keithem... Mknęliśmy słoneczną drogą w ciszy.
Słońce schowało się za małą chmurką. Spojrzałam na Kendalla. Uśmiechnął się do mnie.
 - Lourette... - zagadnął
 - Słucham. - odpowiedziałam z promiennym uśmiechem.
 - Tak sobie myślę... Wczoraj, w toalecie... Wiesz, w Angels Club. - zaczął ostrożnie. - Gdy to robiliśmy, trochę płakałaś. Sprawiałem ci ból? Jeśli tak, to przepraszam. -  dokończył pospiesznie. Skupiłam się na chwilę, analizując to, co wtedy czułam. Uśmiechnęłam się miło.
 - Och, wiem o co ci chodzi. Nie martw się, Kenny. Płakałam ze szczęścia, nie z bólu. Było mi bardzo dobrze. - powiedziałam uspokajającym tonem, po czym pocałowałam go w policzek. - Przepraszam, że cię zmartwiłam. Przepraszam, że cię zaciągnęłam do tej toalety. - posmutniałam. Wtedy Kendall zatrzymał się przed jakimś ładnym bungalowem z basenem.
 - Nie żartuj. To jedna z najlepszych rzeczy, jakie mnie spotkały. Dzięki temu, zaczęła się interesująca znajomość. Przyjaciele? - zapytał, a ja kiwnęłam głową. - Ale rzeczywiście, trochę się bałem, że sprawiłem ci ból. - powiedział. - No, ale wszystko jest dobrze. Jesteśmy na miejscu. - uśmiechnął się łobuzersko. Wysiadł, obszedł samochód dookoła i otworzył mi drzwi.
 - Proszę, madame. - powiedział z uśmiechem i podał mi rękę. Ujęłam ją i wysiadłam. Kendall przyciskiem zamknął zamek i oddał mi kluczyki, a ja włożyłam je do torebki. Blondyn poprowadził mnie do drzwi.
 - Gotowa? - zapytał, a  ja mocniej ścisnęłam jego dłoń.
 - Gotowa. - odparłam. Kenny otworzył drzwi. Wnętrze było bardzo jasne, ładne i nowoczesne.
 - Jestem! - zawołał Kendall, i od razu z najbliższych drzwi wyskoczyło trzech mężczyzn.
 - O, jest nasz imprezowicz! - zawołał jeden z nich.
 - A to, co za cukiereczek? - zapytał drugi, patrząc na mnie. - Słodziutka. - skwitował. Trzeci tylko rechotał. Przyjrzałam się chłopakom. Wszyscy byli bardzo przystojni, ale każdy w inny sposób.
 - Ekhem. - odchrząknął Kenny. - To jest moja przyjaciółka, Lourette Delmond, jest malarką. - przedstawił mnie. - A ci frajerzy to od lewej: Logan, James i Carlos. - wskazał za nich
Twarz Jamesa ozdobił wyraz dziecięcego zachwytu.
 - Ty jesteś Lourette? - zapytał, podekscytowany.
 - Tak, a ty jesteś James? - odparłam z przekąsem.
 - Tak, uwielbiam Twoje obrazy! Jesteś genialna! Mam jedną Twoją pracę, ale chciałbym mieć więcej. Tylko, że wtedy musiałbym wydać wszystko, co zarobiłem od 2010 roku. - odparł z uśmiechem.
 - Och, świetnie, cukiereczku. A jaki mój obraz masz? - zapytałam przyjaźnie, specjalnie używając słowa, którym mnie przed chwilą nazwał. James się zaśmiał.
 - Mam "Ciszę". Wisi u mnie w pokoju.
Skupiłam się i stanął mi przed oczami obraz, w którym skomponowałam twarz kobiety, ciemne, ponure barwy i coś na kształt zbitej szyby w tle. To był obraz jeszcze za czasów studiów.
 - Ach, to. To dobry obraz, prawie nikomu się nie podobał. - zaśmiałam się.
 - Miło jest mi cię gościć tutaj... - wtrącił Logan. - Może napijesz się czegoś? - zaproponował.
 - Pewnie, dziękuję. - odpowiedziałam z uśmiechem.
 - Chodźmy do ogrodu. - powiedział Carlos i zabierając moją rękę od Kendalla, zaciągnął mnie do tylnych drzwi. Na zadbanym, soczysto-zielonym trawniku stał uroczy drewniany stół i sześć krzeseł.
 - Kendall go zbił z desek znalezionych w garażu, dlatego jest widoczny wspaniały profesjonalizm, z jakim ten szlachetny mebel został wykonany. - powiedział James, gdy parsknęłam śmiechem na widok powyginanych gwoździ sterczących z blatu. Blondyn przyłożył rękę do czoła w geście "ja pierdziele, ale wiocha", ale ja pogłaskałam go po policzku.
 - Oj tam, jest przesłodki. - powiedziałam z uśmiechem. - Składam zamówienie na jeszcze dwa takie, to postawię sobie w kuchni i w salonie. Zrobisz mi, prawda, Kenny? - zapytałam, a James i Carlos zaczęli rechotać. - Co w tym takiego śmiesznego? - zapytałam.
 - Ostatnia osoba, która przy nas powiedziała do niego Kenny, to była jego mamusia! - kwiczał Carlos.
 - Prześmieszne. - rzuciłam z przekąsem. - Kendall jest moim VIP-owskim kumplem-modelem, to pierwsza osoba, której podobiznę narysowałam, oprócz siebie. Zwykle zmyślam rysy twarzy, ale dziś narysowałam Kenny'ego. - wyjaśniłam chłodnym tonem, nie chcąc dawać im więcej powodów do wyśmiewania się z blondyna.
 - Ale dlaczego narysowałaś jego, a nie na przykład mnie? - zapytał James.
 - Dziś rano cię jeszcze nie znałam, geniuszu. - odparłam. Z zadowoleniem stwierdziłam, że w towarzystwie chłopaków czuję się swojsko. Nie byli jakimiś gwiazdami, tylko czwórką przyjaciół. Wspaniale mi się spędzało z nimi czas.
 - Ale chociaż spójrz na mnie, nie byłbym wspaniały jako obiekt malarski? - nie odpuszczał James, podczas gdy Kendall i Carlos chichotali. Westchnęłam.
 - Okej, obróć się w stronę światła. - rzuciłam niby to zrezygnowanym tonem. Przypatrzyłam się twarzy Jamesa. Miał bardzo ładne, migdałowe oczy, okolone rzęsami, nawet dłuższymi niż moje, cudne, wysokie kości policzkowe i pełne usta. Uśmiechnęłam się, a on to odwzajemnił. Miał śliczne zęby, i w ogóle był uroczy.
 - Okej, mogłabym zrobić twój portret, masz fajne kości policzkowe. - mruknęłam.
 - Jest! - ucieszył się James.
 - Dobrze, od teraz jesteś Jamie. Również zostajesz moim VIP-owskim kumplem-modelem. Oprócz obrazka i zdrobnienia imienia nie masz żadnych innych udogodnień, jasne? - zapytałam.
 - Jak słońce! - odparł James. - Wiecie co? Logan się coś guzdra w tej kuchni. Idę zobaczyć czy przypadkiem nie zaginął w akcji. - powiedział, po czym zostawił mnie z dalej chichoczącym Carlosem i Kendallem.
 - A ty coś palisz, że tak się cieszysz ciągle? - zapytałam Latynosa, na co ten pokręcił głową.
 - Jestem wesoły. - odparł. - Za wszystkich, i na zapas. Ćwiczę, na wypadek, gdyby stało się coś złego i musiałbym wszystkich pocieszać.
 - Tak, to mądre posunięcie, Carlito. - powiedział Kendall z przekąsem.
 - Śmiech jest zdrowy. - dodałam, i już wszyscy chichotaliśmy. Po chwili przyszli cali mokrzy Logan i James, dzierżąc zwycięsko tacę z dzbankiem herbaty i kubkami, oraz talerzem ciastek. Zaczęłam się jeszcze bardziej śmiać.
 - Co się stało? - zapytał Kendall.
 - Lałem wodę do czajnika i zepsuł się kran. Zaczął pryskać wodą z siłą karabinu maszynowego! Ledwie uszedłem z życiem, James przyszedł w samą porę. - wyjaśnił Logan.
 - No... Niby wystarczyło tylko zakręcić wodę i zmienić nakładkę na baterii, ale było trudno. - powiedział James.
 - No, było. Na szczęście jednak wszystko dobrze się skończyło, a my zrobiliśmy herbatę, i przynieśliśmy firmowe ciasteczka mojej babci. - rzekł Logan, siadając przy stole.
 - O kurczę... - chichotałam. - Przez was padnę na zawał. - powiedziałam.
 - Oj tam już nie przesadzaj. - zaśmiał się Kendall.
 - Nie przesadzam, Kenny.
Reszta przedpołudnia minęła w wysokim nastroju. Około dwunastej, zrobiło się bardzo gorąco. Zaczęłam wachlować się dłonią.
 - Może popływamy w basenie? - zapytał Carlos, na co reszta chłopaków prawie padła przed nim na kolana.
 - Wreszcie mówisz coś z sensem! - ucieszył się Jamie.
 - Wypraszam sobie! - zaperzył się Latynos. - To, co mówię zawsze ma sens, tylko nierzadko tak skomplikowany, że go nie rozumiecie.
 - Święte słowa, Carlos. - pochwaliłam go.
 - Okej, idziemy się przebrać. - zarządził Logan.
 - Ale ja nie mam stroju. - zaoponowałam.
 - To może pojedziesz po niego? - spytał James.
 - Ja w ogóle nie mam stroju. Muszę kupić. - odpowiedziałam.
 - Tu niedaleko jest centrum handlowe. Dziesięć minut i wracasz. - powiedział Kendall.
 - Pojechać z tobą? - zaoferował James.
 - Okej. - zgodziłam się. - To dobry pomysł.
Cały czas się wachlując, wstałam z krzesła i podążyłam do mojego cadillaca.
 - Wow, to twoje auto? - zapytał James.
 - Oryginalnie należało do mojego chłopaka. Kupiłam mu je. - odparłam.
 - Serio? - spytał zdezorientowany Jamie.
 - No, ale zerwał ze mną jakieś dziesięć sekund po tym, jak mi się oświadczył. Zabrał większość swoich rzeczy, ale samochód został. - dokończyłam ze ściskiem w żołądku. Dalej trudno mi było wspominać o Keithie.
 - Przykro mi. - odparł James. - Musiał być wyjątkowym frajerem.
 - Właśnie nie. - szepnęłam, gdy wsiedliśmy do auta. - Był najwspanialszym facetem na świecie. Kochałam go. - zwiesiłam głowę, niby to poprawiając sukienkę.
James obrócił się w moją stronę i miękko mnie przytulił.
 - Wszystko się ułoży. To jeszcze nie koniec świata. - powiedział.
 - Wiem. - odparłam z melancholijnym uśmiechem. - Powoli się przyzwyczajam. Wy mi pomagacie. - stwierdziłam z wdzięcznością.
 - To jedziemy. - rzucił James, uśmiechając się. - Do końca tej uliczki i w prawo.
Odpaliłam silnik i ruszyliśmy. W centrum handlowym byliśmy już po kilku minutach. Wybrałam urocze, białe bikini z różowymi kokardkami i zapłaciłam. James czekał przed butikiem.
 - I co? - zapytał, na co pokazałam mu swój zakup.
 - Słodki. - skomentował z uśmiechem i objął mnie ramieniem. Miał silne, ale delikatne ręce, poruszał się z gracją, o jaką nigdy bym nie posądziła mężczyzny. Chwilę później parkowałam już pod domem chłopaków. James pokazał mi łazienkę, a ja poszłam się przebrać. Kiedy wychodziłam, stał już w kąpielówkach pod drzwiami i czekał na mnie. Zmierzył mnie wzrokiem.
 - Mmm, seksi. - powiedział, uśmiechając się złośliwie i wręczając mi kąpielowy ręcznik.
 - Ciśnij. - odparłam, dając mu kuksańca w bok. Poszliśmy nad basen. Rozłożyłam ręcznik i położyłam na nim swoje rzeczy.
Chłopaki już pływali sobie w najlepsze.
 - Witajcie, syrenki. - przywitałam się, wchodząc do basenu. Od razu zostałam ochlapana przez Carlosa.
 - Uroczy masz strój. - powiedział Kenny z uśmiechem.
 - Dzięki, ty też. - odparłam, zanosząc się śmiechem, bo Logan właśnie odpływał, dzierżąc jego kąpielówki. Kendall się wkurzył, i cały czerwony na twarzy, ruszył za nim. Ja też zrobiłam się purpurowa, ale ze śmiechu, kiedy chłopcy rzucali do siebie tymi gatkami nad głową Kendalla. W którymś momencie Carlos rzucił je do mnie, a ja podpłynęłam do Kenny'ego i kwicząc ze śmiechu oddałam mu je. Kendall, złorzecząc na chłopaków, zaczął ubierać kąpielówki. Był bardzo czerwony na twarzy.
 - Oooch, biedactwo. - powiedziałam, przytulając go. - Nie martw się, już raz widziałam cię nago. - szepnęłam mu do ucha tak, aby nikt inny nie usłyszał. Kenny się roześmiał. Odpłynęłam od niego, żeby ochlapać wodą niczego nie spodziewającego się Carlosa.
 - O ty mała... - wkurzył się ten i zaczął mnie podtapiać, na co ja wykręciłam mu palca. Po jakimś czasie spojrzałam na swoje pomarszczone od wody palce i zaśmiałam się.
 - Wyglądają jak wysuszone szczątki. - zachichotałam, po czym zaproponowałam, żebyśmy się trochę poopalali.
 - Dobry pomysł. - zgodził się James, po czym wyszedł z wody i zaczął energicznie wycierać włosy. Gdy skończył, sterczały mu na wszystkie strony. Wyglądało to przekomicznie.
 - Wyglądasz jak mokry spaniel. - zakpił Carlos, za co dostał kopa w piszczel. - Ała, ty kutasie! - wydarł się i zaczął na żarty okładać Jamesa.
 - Dzięki wam znowu czuję się jak piętnastolatka. - westchnęłam, obserwując kropelki spływające z włosów   Kendalla, który usiadł obok mnie. Zauważyłam, że te krople ciekawie odbijają światło. Przesunęłam się trochę w prawo, żeby zmienić perspektywę i starałam się zapamiętać sposób, w jaki światło rozpraszało się i gubiło w odwiecznym tańcu molekuł.
 - Czemu tak się we mnie wpatrujesz? - zaśmiał się blondyn.
 - Chodzi mi o krople wody i o światło, jakie odbijają. - powiedziałam. - Malarstwo to odtwarzanie wrażeń, tak jak inne dziedziny sztuki. - zaczęłam tłumaczyć. - Właśnie obserwowałam krople wody na twoich włosach. Ja zauważam w nich wszechświat, chociaż dla ciebie to tylko woda. Zdolność obserwacji i zachwycania się na pozór zwyczajnymi rzeczami bardzo pomaga mi w mojej pracy. - wyjaśniłam. Kenny popatrzył na mnie nieprzytomnym wzrokiem, próbując zrozumieć, co ja właściwie pieprzę.
 - Padło ci na mózg. - szepnął uroczyście Carlos, a ja się zaśmiałam.
 - Wiem. - powiedziałam.
 - A ja uważam, że to bardzo mądre. - wtrącił Logan, który się przysłuchiwał tej rozmowie od kilku minut. - To może być nawet sekret twojego niezwykłego talentu malarskiego. Składa się na niego prawie dziecięca ciekawość, zdolność obserwacji, wyobraźnia i twardy profesjonalizm. Mam rację? - zapytał.
 - No, i światłość nastała. - powiedziałam. - oboje macie rację ex eaquo. To jest zarówno geniusz jak i upośledzenie: Zależy, jak to przedstawię i jak wykorzystam - powiedziałam. - To takie jakby wyostrzenie zmysłów, bo dostrzegam więcej, ale przecież widzę tyle samo, co wy, tylko więcej szczegółów pojawia się w moim mózgu: to tak jakbym je wymyślała. Więc może to równie dobrze być schizofrenia, albo zaburzenie odbierania rzeczywistości, czy Bóg wie co jeszcze. Niezależnie od tego, co to jest, pozwala mi malować i zarabia za mnie miliony. - powiedziałam.
 - Idź stąd, jesteś za mądra. - rzucił James.
 - Właśnie. - dodał Carlito. - Załóżcie sobie z Loganem kółko wzajemnej adoracji kujonów.
 - A idź pan w cholerę. - odparłam, kładąc się wygodniej na ręczniku. Chłopcy wybuchnęli śmiechem i również poukładali się na swoich ręcznikach, naokoło mnie. James pobiegł do domu po olejek do opalania, i zaczął lać go sobie na klatę. Zachichotałam.
 - Daj, nasmaruję cię. - zaoferowałam. Jamie skinął głową, a ja zabrałam mu butelkę. - Kładź się. - rozkazałam, a on położył się na brzuchu. Usiadłam na nim i nałożyłam trochę olejku na dłonie. Przyjemnie było masować jego muskularne plecy. Ładnie błyszczały od wilgotnego olejku. Zapamiętałam pulsujący żar lejący się na nas z nieba, kolor błyszczącej w słońcu skóry i przyjemny, żywiczny zapach jego perfum. W głowie powoli rodził mi się pomysł na parę obrazów.
 - Mmm... jak fajnie. - zamruczał James, a ja zachichotałam i cmoknęłam go w czubek głowy.
 - Gotowe, cukiereczku. - powiedziałam, po czym zeszłam z niego. - Ktoś jeszcze chętny? - zapytałam. - Może Logan?
 - Ok. - uśmiechnął się ten i obrócił się na brzuch. Jego plecy były inne niż Jamesa, bledsze, delikatniejsze. Gdy usiadłam na nim, zobaczyłam, jak mięśnie spinają się. Nachyliłam się do niego.
 - Spokojnie, rozluźnij się... - mruknęłam mu do ucha, na co on jeszcze bardziej się spiął. Parsknęłam śmiechem i nalałam sobie trochę olejku na dłonie i przystąpiłam do działania. Zrobiłam mu delikatny rozluźniający masaż i zauważyłam, że jest mniej spięty. Gdy skończyłam i zeszłam z niego, rozluźnił się całkowicie.
 - Kenny? - mruknęłam do wylegującego się blondyna.
 - Tak?
 - Nasmarować cię? - zapytałam z uśmiechem.
 - Bardzo proszę. - odparł ten, po czym uśmiechnął się miło.
Po chwili siedziałam na nim wdychając zapach jego perfum, które tak spodobały mi się w klubie i wmasowywałam mu olejek w plecy. Po skończonej robocie ucałowałam jego policzek.
 - A mnie nie pomasujesz? - zapytał Carlos zawiedzionym tonem.
 - Pod jednym warunkiem.- odparłam.
 - Jakim?
 - Jak ty pomasujesz mnie pierwszy. - powiedziałam wręczając mu olejek, po czym położyłam się na swoim ręczniku. Odpięłam sobie górę od bikini, żeby pasek nie przeszkadzał.
 - Do dzieła . - ponagliłam go. Po chwili poczułam delikatny ciężar Carlosa siadającego na moim tyłku, a potem lekki dotyk jego dłoni masujących moje plecy. Od razu się rozluźniłam. Palce Carlosa jeździły to w górę, to w dół, zataczając małe kółka, uciskając tam gdzie trzeba było i rozsiewając cudowny spokój na moim spiętym ciele. Po jakimś czasie poczułam jego ciepły oddech na karku. Mimowolnie zadrżałam.
 - Gotowe. - szepnął.
 - Proszę, jeszcze trochę... - stęknęłam.
 - No nie, bo zaraz się spalę! - odparł Carlito, chichocząc. - Może zaraz, jak ty mnie nasmarujesz.
 - Okeej... - westchnęłam, po czym z trudem zapięłam stanik. - Połóż się.
 Zwlokłam się z ręcznika i usiadłam na tyłku Carlosa. Po niedługiej chwili, znów leżałam, a latynos masował mnie kolejny raz.
 - Mówiłam ci, że jesteś wspaniałym masażystą? - zapytałam ze śmiechem.
 - Nie. - odparł ten.
 - To ci mówię. Jak nie wyjdzie ci z muzyką, możesz zostać moim prywatnym masażystą. - zaśmialiśmy się oboje. Telefon w mojej torebce zaczął wibrować. Wyjęłam go i odebrałam.
 - Halo? - to była Alice.
 - Co jest, dzidzia? - zapytałam. - Już wstałaś?
 - Owszem. A ty co? Wybyłaś gdzieś z Romeo?
 - Otóż to. Poznałam resztę zespołu.
 - O fuck. I co? Jak tam James?
 - Boski. Robiłam mu masaż, smarując olejkiem do opalania.
 - Szczęściara! A Logan?
 - Też niczego sobie. Wszyscy są bardzo mili.
 - No tak... Jak wrócisz, wszystko mi opowiesz włącznie z tym, jak było z Kendallem w łóżku. - zaśmiała się  Alice.
 - Zboczenica! - warknęłam do słuchawki.
 - A Carlos? - zmieniła temat czarnowłosa. - Polubiłaś go?
 - Owszem, właśnie robi mi masaż. Już drugi. - z rozbawieniem usłyszałam jak Alice dławi się powietrzem po drugiej stronie
 - CARLOS PENA WŁAŚNIE W TEJ CHWILI ROBI CI MASAŻ? - pisnęła tak głośno, że odsunęłam się od słuchawki, a sam Carlito parsknął śmiechem.
 - Tak, i właśnie brechta się z ciebie. - odparłam.
 - Whatever, nigga. Pozdrów go. - Alice nagle spoważniała. - Słuchaj, muszę pojechać do starych. Są na wakacjach w Wenecji. Jadę jutro z samego rana. Jak chcesz, to potem wrócę tu do ciebie, ale muszę zajrzeć do Connecticut, i może coś ci przywiozę z Point Place. Pewnie masz jakąś pocztę. - powiedziała.
 - Dobry deal. - pochwaliłam ją. - Pewnie że chcę, żebyś wróciła. Kiedy będziesz, tak wstępnie?
 - Dwa tygodnie. - odparła Alice. - Dobra, odezwij się jeszcze, ja się pakuję.
 - Dzięki za wszystko, dziś wieczorem pogadamy. Buziaki. - odparłam i rozłączyłam się. Carlos tymczasem zszedł ze mnie i położył się obok.
 - Dziękuję, mój masażysto. - powiedziałam, zapinając górę od bikini, po czym musnęłam ustami jego policzek, a on uśmiechnął się promiennie. Po jakichś piętnastu minutach, zadzwonił telefon Jamesa. Rozległa się piosenka "Szakaron Makaron" a wszyscy zaczęli się brechtać. Oprócz Jamesa, który z przerażeniem porwał komórkę i pobiegł gdzieś w róg ogródka. Wrócił po chwili, blady jak ściana.
 - Moja mama przyjeżdża. Dziś wieczorem. - wykrztusił. Kendall, Logan i Carlos zerwali się z ręczników, przerażeni nie mniej niż on. Ja obserwowałam całą tę scenę z niedowierzaniem.
 - To nie wszystko. Chce poznać moją dziewczynę. - mruknął James, a z gardeł chłopaków wyrwał się zduszony okrzyk. James przełknął ślinę.
 - Zostanie dziesięć dni. - to zdanie zadziałało jak bomba.
 - Jesteśmy martwi. - wykrztusił z siebie Logan.
_____________________

I tym oto akcentem kończymy rozdział 2 ^^.
Jakoś tak  w ten weekend zacznę pisać nowy, a ukaże się mniej więcej za tydzień, albo wcześniej.
Długo przepisywałam... uff.
No, pozdrawiam ^^.

3 komentarze:

  1. o.O no przykro mi to mówić ale....rozdział jest...BOMBOWY!!!!!!!!
    opłacało się tyle pisać;D

    OdpowiedzUsuń
  2. Śmiałam się jak debil haha jesteś świetna! Oby tak dalej. Biorę się za 3 :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Co chwilę mi się śmiać chciało :D Wspaniały rozdział

    OdpowiedzUsuń

Proszę o nie spamowanie, chyba że chcesz zareklamować blog o BTR ^^