Dziś będzie szczerość XDD
Sami zobaczycie.
_____________________________
Czas płynął spokojnie. Spędzałam go z chłopakami, relaksując się i żartując.
Po trzech dniach, Logan i Carlos wreszcie dowiedzieli się o tym, że Kendall się pociął. Ja i James milczeliśmy, ale gdy Carlos wyrzucał śmiecie, zauważył zakrwawiony papier. Znalazł żyletkę, którą wyrzuciłam tam trzy dni wcześniej. Kiedy nic nie spodziewający się blondyn wchodził do kuchni, gdzie ja i Jamie jedliśmy śniadanie, Logan i Carlos wpadli do środka i zamknęli drzwi, by nie mógł wyjść.
- Kendall, co to jest? - zapytał Latynos, pokazując mu żyletkę, na której widniała zaschnięta krew Schmidta. Kendall spuścił głowę. Nie powiedzieliśmy o tym chłopakom, bo tak wyszło. Nie chciałam wraz z Jamesem dostarczać blondynowi więcej zmartwień, bo był po depresji. Trudno było wymóc na nim, aby wyszedł rano z pokoju, i najlżejszy chociaż jego uśmiech był wielkim osiągnięciem. Chciałam go wspierać, tylko, że trudno było mi oszukiwać Logana i Carlosa, lecz takie rozwiązanie wydało nam się najlepsze na krótką metę. Rany powoli się goiły, bandaże były w zasadzie niepotrzebne, ale nie chcieliśmy ryzykować, żeby chłopcy zobaczyli chociaż kawałek którejś z ran wymykający się z rękawa.
- Kendall... - mruknął Logan, kładąc mu dłoń na ramieniu. - Kiedy...?
Wymieniłam z Jamesem przerażone spojrzenia. Nie mogłam już więcej tego ciągnąć.
- Trzy dni temu. - powiedziałam za niego. Kendall spojrzał na mnie szeroko otwartymi oczami. Usiadłam obok niego na krześle i wzięłam go za rękę. - Trzeba im powiedzieć, Kenny... - wytłumaczyłam łagodnie. Miałam wyrzuty sumienia. Carlos, Logan, James i Kendall są przyjaciółmi i nie powinni się okłamywać. Ani chwili dłużej. Spojrzałam na Jamesa, który westchnął i kiwnął głową.
- Lourette mu pomogła i opatrzyła go. Ja się o tym dowiedziałem później. Byłem równie wkurwiony, co wy, ale nic nie mogłem zrobić... Wiedzieliśmy, że będziecie się martwić, i że będziecie źli. A on był w strasznym stanie.
Carlos ze zdziwioną miną ślizgał wzrokiem od Kendalla, do mnie i do Jamesa.
- Chcecie nam powiedzieć... że... - zaczął.
- Że specjalnie nic nam nie powiedzieliście? - spytał Logan za niego. Kendall smutno pokiwał głową. W oczach miał łzy.
- Przepraszam... - wyszeptał.
Henderson przełknął ślinę i spojrzał na Carlito.
- W porządku... - powiedział i poklepał blondyna po ramieniu. - Ale wiedz, że nie robi się takich rzeczy. Jesteśmy przyjaciółmi. - Logan był blady, słowa mu się plątały. - Pokaż... co... co sobie zrobiłeś. - poprosił, po czym usiadł na krześle. Carlos zrobił dziwną minę, i usiadł również.
- Spokojnie... - powiedziałam do Kenny'ego i pogłaskałam go po policzku. - Pokaż...
Schmidt westchnął i podwinął rękawy luźnej flanelowej koszuli. Chłopaki wstrzymali oddech na widok rąk owiniętych bandażami od nadgarstków, po łokcie. Blondyn zdjął bandaże i wyciągnął ręce w ich stronę. Carlos się wzdrygnął, a Logan zatkał usta dłonią, a oczy zaszły mu łzami. Przedramiona Kendalla wyglądały nieco gorzej, bo zaczynały się goić. Były trochę spuchnięte, a nieliczne kawałki skóry nie pokryte ranami, zrobiły się czerwone. Nacięcia pokrywały ciemnoczerwone warstwy skrzepniętej krwi. Carlos jako pierwszy odzyskał głos. Wyciągnął dłoń do Kendalla i przesunął delikatnie palcem po jego przedramieniu.
- Boli? - spytał cicho.
- Trochę... - odparł wymijająco blondyn. Wiedziałam, że to nieprawda. W tym stadium, pocięte żyletką ręce paliły żywym ogniem. Wiedziałam to, z doświadczeń z siódmej klasy.
- I ma boleć. - warknął Carlos. - Powinienem ci po tym skórzanym pasem przejechać, masochisto. - Kendall odsunął się nieznacznie. Ramiona mu zadrżały. Carlos uśmiechnął się z bólem. - Ale jesteś moim przyjacielem. Nie rób tego więcej. - poprosił. - Jak będziesz miał problemy, nie rozwiązuj ich sam. - tym razem uśmiech był pokrzepiający. Logan, dalej blady, również uśmiechnął się z niejakim trudem. Ja złapałam Kenny'ego za dłoń, a James poklepał go po ramieniu.
- My ci pomożemy. - wyszeptał Maslow. Ramiona Kendalla znów zaczęły drżeć, a z jego zaszklonych oczu, spadały ciężkie, gorące łzy.
- Dziękuję. - na wpół szepnął, na wpół zaszlochał, a potem wszyscy go przytuliliśmy. - Bardzo dziękuję.
- Ćśśś... - szepnęłam, głaszcząc go po plecach. - Mówiłam ci, że będzie dobrze.
- Jesteśmy z tobą. - powiedział Logan. Płaczący Kendall pokiwał głową, uśmiechając się przez łzy.
- Wiecie co, chłopaki? - zapytałam. - Wyjdźmy z domu. Może do kina, albo na plażę? Albo namioty! Uwielbiam namioty!
James pokiwał żywo głową.
- Dawno nigdzie nie wychodziliśmy. - powiedział. - Kendall? - zapytał. - Chcesz iść?
- Nie bardzo. - skrzywił się chłopak, zawiązując z powrotem bandaże, a my zgromiliśmy go wzrokiem. - Ale pójdę. - dodał szybko.
- Wiesz, nie chcemy cię do niczego zmuszać... - powiedziałam słodkim głosem. - Ale musisz nam za coś odpłacić.
Kendall uśmiechnął się i kiwnął głową.
- Przyda mi się to. - przyznał blondyn. Wszyscy odetchnęliśmy z ulgą.
- Będzie fajnie, Kendall. - zapewnił go Carlito.
Tym oto sposobem, po trzech dniach ogólnego nic nierobienia, odkleiliśmy tyłki od krzeseł/łóżek/foteli i zaczęliśmy szykować się na biwak.
- Cadillaca zabrał road assistance, prawda? - zapytałam Jamesa, gdy pomagałam mu pakować sportową torbę u niego w pokoju.
- Owszem, a co?
- Będę musiała kupić sobie w najbliższym czasie nowy samochód. - powiedziałam, składając w kostkę ciepłą bluzę z kapturem i wkładając ją do torby. Znalazł się w niej również kocyk, dwie małe poduszki i czysta bielizna.
- Chyba raczej Kenny ci będzie musiał kupić. On ci go rozwalił. - odparł ze śmiechem James.
- Oj, spadaj, kutasie. - rzuciłam ciętą ripostą, uderzając go na żarty parą skarpetek. Nie przyniosło to bynajmniej zamierzonego efektu. James miał się odwalić i zająć torbą, ale złapał mnie w talii i przyciągnął do siebie. Miało to trochę charakter napaści, toteż zaczęłam go okładać skarpetkami, które dalej miałam w dłoni. Ten, bezceremonialnie, wyrwał mi je z ręki i rzucił za siebie.
- Ej! - pisnęłam.
- No i co teraz? - zamruczał James, uśmiechając się zalotnie. - Dalej jestem kutasem?
- Teraz to jesteś super kutasem. - odparłam, próbując się wyrwać z jego objęć. To, że był tak przystojny, nie pomagało mi. Brunet zaśmiał się delikatnie i nachylił się nade mną, by przysunąć usta do mojego ucha. Jego gorący oddech zadziałał na mnie paraliżująco. "Fuck!" pomyślałam rozpaczliwie, gdy zaczął delikatnie muskać wargami moją szyję. Potem chuchnął mi do ucha, a nogi niemalże się pode mną ugięły. "Nie, nie, nie..." powtarzałam w myślach, czując, jak jego zwinne palce wspinają się po mojej talii, aż do zamka mojej tuniki, który miałam na plecach. Rozpiął go.
- Teraz też jestem kutasem? - wyszeptał namiętnie, świdrując mnie migdałowymi oczami. W sumie, mogłabym z nim trochę pobaraszkować, szczególnie w tej sytuacji, kiedy tak mnie na siebie napalił, ale mała iskierka mojego zdrowego rozumu podpowiedziała mi, że chyba mnie pojebało, toteż, sięgnęłam do tyłu, by zapiąć zamek.
- Nie, nie jesteś. - rzuciłam rozpaczliwie. - Przepraszam. - uśmiechnęłam się szeroko, myśląc "Niech ci się odechce, niech ci się odechce, niech ci się odechce...".
- W porządku. - Maslow uśmiechnął się triumfalnie i odsunął się ode mnie. - Ale to jeszcze nie koniec, cukiereczku. - puścił do mnie oko. Odetchnęłam w duchu z ulgą i powróciłam do pakowania. Schowałam tam również moją bieliznę, a potem wzięłam z toaletki dezodorant i chusteczki do niemowlęcej pupci ( Idealne, kiedy nie masz się jak umyć! dop. Autorka), by spakować je do torby. Jamesy w tym czasie usiadł na łóżku i przyglądał się mi z uśmiechem, który mogłabym nazwać "pedo smile". Czułam jego wzrok na moim tyłku, gdy odwracałam się plecami, i na cyckach, gdy schylałam się nad torbą, aż wreszcie straciłam cierpliwość.
- Możesz przestać to robić? - zapytałam ze złością.
- Ale co? - odparł ten, z miną niewiniątka.
- Już ty dobrze wiesz co. - warknęłam, a potem poszłam do garderoby się przebrać. Jamie odprowadził mnie rozbawionym wzrokiem. Wróciłam, po krótkiej chwili ubrana w ciemnoniebieską bluzę z kapturem, obcisły podkoszulek i jasne dżinsy opinające się na pupie. Włosy związałam w luźny kucyk. James dalej wpatrywał się w mój tyłek. Stało się to prawie fizycznie odczuwalne, toteż ignorowanie tego zrobiło się dla mnie o wiele trudniejsze. Rozważyłam powrót do garderoby i zmianę spodni, ale uświadomiłam sobie, że nie mam takich, które by nie podkreślały moich pośladków, a poza tym byłaby to swoista przegrana. "YOLO" - pomyślałam sobie, po czym podeszłam do Maslowa i usiadłam na łóżku obok niego. Uśmiechnął się do mnie, dalej bezwstydnie rozbierając mnie wzrokiem. Zrobiło mi się już trochę nieswojo, więc spuściłam skromnie wzrok. Jamesy jakby na to czekał. Położył dłoń na moim udzie. Spojrzałam na niego, zaskoczona, a nasze oczy się spotkały. Patrzył na mnie zalotnie, jego usta były lekko rozchylone. Uświadomiłam sobie, że mam szansę, aby się mu odpłacić pięknym za nadobne. Szybko podjęłam decyzję i również pogłaskałam go po udzie. Uśmiechnęłam się do niego. Jamie odwzajemnił uśmiech, a ja, usiadłam mu na kolanach i zaczęłam rozpinać jego koszulę. Maslow poddał mi się z triumfalnym uśmiechem, zadowolony z siebie, a ja w duchu dusiłam się ze śmiechu. Popchnęłam go, tak by położył się na materacu. Nachyliłam się nad nim i zaczęłam całować jego szyję, a potem muskularny tors. Wodziłam językiem kółka wokół jego sutków i mruczałam cicho w rytm bicia jego serca. Wyczułam jego erekcję w dopasowanych jeansach. Głęboki oddech mężczyzny był podniecający, ale skupiłam się na swoim celu. Zdjęłam mu koszulę z ramion, i pocałowałam go namiętnie. Wzięłam go za ręce i uniosłam je w górę, dalej całując miękkie usta. Związałam jego dłonie razem, za pomocą koszuli, a potem przywiązałam je do ramy łóżka. Podnieciło go to i poczułam, jak jego męskość robi się twarda jak kamień, uwierając mnie. Oderwałam się od niego i uśmiechnęłam się złośliwie.
- Żartowałam wtedy. Jesteś super, super kutasem. - zaśmiałam się i zeszłam z niego. - A teraz sobie tutaj poleżysz.
- TY! - wkurzył się James, próbując się wyrwać, lecz bezskutecznie. - Jak... mogłaś!? - wystękał między dwoma rozpaczliwymi próbami oswobodzenia się. Zaczął śmiesznie machać nogami.
- Rozwiąż mnie! - krzyknął.
- Nie. - odparłam, nie mogąc powstrzymać śmiechu.
- LOURETTE! - ryknął Maslow. - MASZ NATYCHMIAST MNIE UWOLNIĆ, BO...
- Bo? - zapytałam - Aniołku, musisz się nauczyć, że mnie nie wolno drażnić. - powiedziałam takim tonem, jakbym tłumaczyła dziecku, dlaczego nie kupiłam mu loda. - Bo przyjdzie ci za to zapłacić.
- Jesteś... zła! - odparł ten, napinając mięśnie, by rozerwać koszulę. Jego błąd, że ubrał taką, która była dość wytrzymała. - Zrób coś! - jęknął rozpaczliwie. Ja zaniosłam się śmiechem. Wyglądał zabawnie (ale i seksownie, muszę przyznać z bólem), przywiązany do łóżka swoją własną koszulą, z nagim torsem i wzwiedzionym członkiem w dżinsach.
Wtem, w drzwiach pojawił się Logan.
- Czego się wydzierasz? - zapytał, ale gdy zobaczył Jamesa, zaczął się śmiać, tak bardzo, że zabrakło mu tchu i zapomniał, jak tu się znalazł.
- Jezusiczku... - jęknął Henderson, ocierając łzy śmiechu. - Jak to się stało?
- Sprowokował mnie do tego, szpadel jeden. - powiedziałam, obserwując, jak twarz Jamesa robi się czerwona.
- Logan, pomóż mi! - poprosił, machając nogami i miotając się na łóżku jak szatan. Ten, jakby nie dosłyszał, zajęty był rechotaniem na cały głos. Ale po chwili spoważniał i podszedł do niego.
- Okej, stary. - odparł, i dalej chichotając zabrał się za rozwiązywanie jego rąk. - Porządnie zawiązałaś. - odwrócił się do mnie z uśmiechem.
- Pospiesz się. - popędził go Jamesy. - Muszę ją zniszczyć!
- Uciekaj, Lourette! - krzyknął na żarty Henderson. - James cię zniszczy!
Nie wiedzieć czemu, ostatnie zdanie wydało mi się tak śmieszne, że zaczęłam prawie tarzać się po podłodze.
- James... mnie... haha... zniszczy... A TO DOBRE! - ryknęłam, trzymając się za brzuch. To nie był dobry wybór, bo właśnie w tej chwili wkurzony Maslow oswobodził się z koszuli i kroczył ku mnie, a jego zamiary nie były bynajmniej tak dobre, jak zdanie "James cię zniszczy". Pisnęłam i ze śmiechem na ustach wybiegłam z pokoju, a Jamie za mną. Uciekłam do ogrodu i przez chwilę ganialiśmy się wokół basenu, aż zagonił mnie w róg trawnika. Skuliłam się przy płocie.
- Przepraszam! - pisnęłam. - Nie rób mi krzywdy. - Zasłoniłam twarz, gotowa na to, że zacznie się na mnie wydzierać, uderzy mnie, zacznie strzelać z wiatrówki, obleje wodą, zgwałci i zostawi w rowie, albo po prostu zniszczy mnie, jak obiecał. Czekałam przez chwilę, ale nic się nie stało. Otworzyłam powoli oczy. James dalej stał nade mną, ale jego twarz nie wyrażała potrzeby zniszczenia. Przeciwnie, uśmiechał się.
- Będziesz mi musiała za to odpłacić. - powiedział. - Ale nie teraz. - kucnął przy mnie, a ja wcisnęłam się bardziej w róg, przekonana, że to jakiś podstęp. - Nie bój się mnie. - Odetchnęłam z ulgą.
- Już się zesrałam, że mnie zniszczysz. - odparłam zgodnie z prawdą, uśmiechając się.
- Och, taką słodką osóbkę? - zapytał, chichocząc. - Nie, nie. Nawet jak czasem jesteś diablicą.
***
-...ja wszedłem do pokoju, a James leży, przywiązany do łóżka swoją własną koszulą, a kutas mu stoi, jak nie wiem! Ja się pytam, co się dzieje, a tu Lorrie mówi, że sprowokował ją do tego. Myślałem że nie wyrobię! - zakończył opowieść Logan. Chłopaki i ja ryknęliśmy śmiechem, a sam James założył ręce i pokręcił głową z powątpiewaniem.
- To nie było śmieszne. - powiedział.
- Owszem, było. - odparłam. Siedzieliśmy wokół wielkiego ogniska na polanie nad jeziorem, na którą przyjechaliśmy terenówką Carlosa. Za nami, rozłożone były trzy ogromne namioty. W jednym miałam spać ja, a w pozostałych chłopaki, po dwóch. Nikt nie wiedział o tym, co zaproponował mi James parę dni wcześniej, dlatego ustaliłam, że dopóki nie będziemy oficjalnie parą, oni się o tym nie dowiedzą. Niedaleko ogniska, stał rozkładany stół, a na nim dwa sześciopaki piwa, dwie dwulitrowe coca-cole, whisky i moje ulubione - wino marki Wino. Każdy z nas trzymał puszkę/plastikowy kubek z drinkiem lub winem i popijał z niej regularnie. Carlos dodatkowo dzierżył patyk, na który nadzialiśmy sześć kiełbasek (bo więcej się nie dało). Kendall cicho brzdąkał na gitarze. Musiało mu być niewygodnie, bo ręce go pewnie piekły jak diabli, ale nie przyznawał się. Zachowywał się raczej normalnie, tylko był cichszy. Jezioro połyskiwało w świetle srebrnego półksiężyca. W ciemności dało się słychać cykanie świerszczy i rechotanie żab. Uwielbiałam takie klimaty.
- Wcale, że nie było. - zaperzył się Maslow.
- Było. - rzuciłam.
- Nie.
- Tak.
- Nie było.
- Nikt cię tu nie lubi.
- Ciebie by nikt nie wyruchał.
- Ciebie aż nadto by wyruchali.
- To i tak lepiej niż ty.
- Yyy... - skończyły mi się cięte riposty, więc zaczęłam się śmiać, jak opętana. Byłam już po dwóch drinkach z colą i whisky, a teraz piłam kubeczek wina. James tak mnie śmieszył, jak nigdy. Chłopcy też zaczęli rechotać, a Maslow przewrócił oczami.
- Świetnie! - powiedział po chwili i wstał. - Śmiejcie się, pajace! - porwał ze stolika dwa piwa i zniknął naburmuszony w namiocie.
- A teraz fanfary dla Jej Wysokości! - krzyknęłam, co wywołało następną falę śmiechu.
- Dobra, cicho, bo James cię zniszczy. - powiedział Logan, na co ja się poplułam winem.
- Haha, weź... - powiedziałam. - Ach, ten Maslow. On to jednak jest. - westchnęłam.
- Szalony... - dopowiedział Carlos.
- Przestaniecie mnie wreszcie obgadywać?! - ryknął brunet ze swojego namiotu.
- Dobra, przestaniemy! - odparłam, naśladując jego ton.
Posiedzieliśmy tak jeszcze pół godziny, a potem Carlito ziewnął.
- Pusto tak bez niego. - powiedział.
- Noo... - zgodził się Kendall niemrawo. Odłożył gitarę i sączył swoje piwo w zamyśleniu.
- Lorrie, idź i go przeproś. - zarządził Logan. - O, i zrób mu drinka.
- Czemu ja? - zapytałam.
- Bo tobie wybaczy. Ty masz cycki. - odparł Latynos, a ja spojrzałam na niego nienawistnie.
- Ciśnij. - odparłam "inteligentnie", po czym zwlokłam się z rozkładanego krzesła i podeszłam do stolika. Zrobiłam dwa mocne drinki z whisky i coli, a potem otworzyłam namiot i weszłam do środka. Wewnątrz było ciepło i przytulnie, a mała latarka świeciła się, przyczepiona u góry, toteż udało mi się dostrzec Jamesa, siedzącego w ciemnym kącie. Zapięłam za sobą wejście.
- Czego chcesz? - warknął Maslow. Nie odpowiedziałam, tylko podałam mu kubek. Wziął go ode mnie i wypił zawartość za jednym razem.
- Chciałam przeprosić. - powiedziałam, biorąc z niego przykład, i wypijając gorzki płyn w taki sam sposób. - Żartowałam sobie tylko, i wiesz... po alkoholu. Nie zauważyłam, że to się robi coraz bardziej chamskie. Przepraszam, Jamie. - mruknęłam. - Mam u ciebie dług.
- Owszem, masz. - Bardziej wyczułam, niż zobaczyłam, jak się uśmiecha.
- Nie bądź zły. - poprosiłam.
- Nie jestem.
- Chodź do nas.
- W porządku... - zgodził się Maslow, a ja go przytuliłam.
- Przepraszam... - wyszeptałam mu do ucha.
- Okej... - również wyszeptał James. Uśmiechnęłam się i wyszliśmy z namiotu, wzbudzając dzikie oklaski wśród mocno już wstawionych chłopaków.
- Jeee, udało się... - ucieszył się Kendall. Jak wychodziłam, miał w ręce piwo. Teraz widziałam, jak obala z gwinta moje wino marki Wino.
- Serio? - zapytałam, rozczarowana. - Niech mu ktoś zabierze tę butelkę, błagam... - jęknęłam, widząc, jak ilość płynu maleje w zastraszającym tempie. Zanim jednak ktokolwiek mógł coś z tym zrobić, Kendall wyzerował wino i rzucił butelkę za siebie, trafiając w drzewo.
- GNOJU! - ryknęłam. - Moje wino!
- Lorrie, pierdolisz, mamy drugie. - zaśmiał się Carlos i wyjął z plecaka kolejną butelkę. - Zapomniałaś?
Ucieszona podbiegłam do niego i zabrałam ją.
- Daj łykaa... - rzucił się od razu Kendall.
- Mało ci?! - wykrzyknęłam i rzuciłam butelkę Jamesowi, który śmiał się w najlepsze. - Tylko mu nie dawaj! - pogroziłam mu palcem, a potem podeszłam do Logana, drzemającego na krześle z tacką z kiełbasą na kolanach. W przypływie pijackiego geniuszu, rozpięłam mu spodnie i wsadziłam tam tą kiełbasę. Wstałam, chichocząc, by obejrzeć swoje dzieło. Gdy odeszłam na bok, pokazując Logana chłopakom i śpiewając "Tadaaaam", Carlos oblał się whisky, a James musiał aż przysiąść na ziemi.
- Ja cie, ale on ma parówe... - powiedział Kendall, który był tak pijany, że nie ogarniał, iż to kiełbasa, a nie jego członek. - Lourette, weź mu te spodnie zapnij, to niesmaczne. - otrząsnął się po chwili, a my zaczęliśmy śmiać się z niego.
- Kenny, to nie kutas, tylko kiełbasa, przyjrzyj się pacanie. - poprawił go Carlos, kwicząc ze śmiechu.
- No i po co mu mówiłeś... - powiedziałam, rozczarowana, gdy Kendall podszedł i zaczął się badawczo przyglądać owej kiełbasie.
- Ty, rzeczywiście... - wrócił Schmidt. - Po co mu włożyłaś ją do spodni? - wymamrotał.
- Wiesz, co Kenny? Idź spać. - powiedziałam, na co ten się roześmiał.
- Ja wiem, co ty chcesz zrobić, ty mnie zgwałcić chcesz! - odparł w olśnieniu, a James dostał ataku kaszlu. Carlos pobiegł, żeby go poklepać po plecach. - Ale ja się nie dam!
Ja przyłożyłam sobie dłoń do czoła w geście "Z kim ja w ogóle rozmawiam?".
- Jesteś narąbany. - powiedziałam wolno i wyraźnie.
- Wiem ^^. - odparł ten z uśmiechem. - Śnaebaem, że nie ogarnien.
- Dam ci trochę mojego wina jak pójdziesz i się prześpisz.
- Z tobą zawsze... - odpowiedział Schmidt. - Czekaj, co?
- Dam ci tego wina, tylko proszę, idź spać. - wymamrotałam.
- W porządku~! - zgodził się ten. Wzięłam wino od Jamesa, który dalej kaszlał, i nalałam mu kubek. Kendall wypił wszystko, a potem poszedł slalomem do namiotu. Wpadł do środka jak rakieta, nawet nie przejmując się zamknięciem za sobą zamka. Podeszłam, i zrobiłam to za niego, a potem wróciłam do chłopaków, którzy również dossali się do mojego wina. Zabrałam im butelkę i ze smutkiem stwierdziłam, że zostało mniej niż połowa. Wpadłam na idealny pomysł, jak wykorzystać resztę alkoholu. Wzięłam butelkę po coli i wlałam do niej wszystko. Dodałam do tego puszkę piwa, i to, co zostało z litra whisky. Wstrząsnęłam i uśmiechnęłam się, zaskoczona swoim geniuszem.
- Nazwę ten drink... siki pawiana! - powiedziałam, olśniona doskonałością tego wytworu. Odkręciłam butelkę i powąchałam to. Smród naprawdę przywodził na myśl siki pawiana.
- Chłopaki! - zawołałam. - Patrzcie, co wymyśliłam! - James i Carlos podeszli, zaciekawieni.
- Co to...? - zapytał Maslow, skrzywiony z obrzydzeniem, jak tylko poczuł ten zapach. Ja tylko się uśmiechnęłam i podałam mu butelkę.
- Spróbuj. - James wzruszył ramionami, i pociągnął tęgi łyk.
- Fuu, ale szczyny. - powiedział, ale wypił następny, co wywołało salwę śmiechu u mnie i Carlito.
- Nazwałam to siki pawiana. - powiedziałam, dumna z siebie.
- Gówniana nazwa. - stwierdził Latynos, zabierając butelkę Jamesowi i sam wypijając trochę.
- Sam jesteś gówniany. - odparłam, zabierając mu siki pawiana i ze smutkiem uświadamiając sobie, że wypili mi dwie trzecie mojego wspaniałego wyrobu. - Moczymordy! Wszystko mi wypijecie! - wkurzyłam się, po czym połknęłam resztę. W smaku było obrzydliwe, ale miało moc.
- Wiecie co? - zapytał nagle James, a w jego oczach zaświecił się pijacki błysk. - Mam genialny pomysł.
- Jaki? - wymamrotałam.
- Wykąpmy się w jeziorze!
- Taaaak~! - wykrzyknęłam wraz z Carlosem, i we trójkę zaczęliśmy zrywać z siebie ubrania. Gdzieś w lesie zahukała sowa, a Kendall zachrapał donośnie w swoim namiocie.
_______________________________
Wiem, że dowaliłam xD.
Napierdzielam pączki u Zdzicha XD.
Przypomniało mi się, że za niedługo majówka, i że takie rzeczy będą się dziać, toteż postanowiłam to wpleść w opowiadanie.
GRUBO, nie?
Zapraszam do zakładki "Informacje dodatkowe". Zobaczycie tam m. in zdjęcia ubrań, jakie miała na sobie Lourette w poszczególnych rozdziałach, jak wygląda dom chłopaków i samej Lorrie, a także wiele, wiele innych ciekawych rzeczy!
Zapraszam także do dodawania komentarzy !