sobota, 4 maja 2013

Rozdział 11

Dobra nooo~!
Nie dostałam ani jednego komentarza.
FOCH!
Nie mogłam się powstrzymać, aby dodać nową notkę. Jak nie dostaję komentarzy, to trudno.
Życie.

Ten rozdział dedykuję mojej starszej siostrze. Nie mogę dopuścić, żeby ona przeczytała tego bloga, bo matce wszystko powtórzy! (powiedziała, że chce dedykację bo jak nie... c:)
A moja mama i tak weszła tutaj i pierwsze co powiedziała - Ej, skąd wzięłaś tych chłopaków? Jacy fajni XDD. Przeczytała pierwsze kilka zdań rozdziału 9 i jej się znudziło (na szczęście), powiedziała, że biedny ten koleś co się pociął, i że nie lubi czytać o takich rzeczach. BYŁO BLISKO XD.
____________________________
 - To na pewno jakiś przekręt. - wykrztusiłam, sama sobie nie wierząc. Informacje z listu sprawiły, że dobra atmosfera pękła jak bańka mydlana.
 - Pokaż ten papier. - powiedział Kendall, a ja podałam mu list. Chłopaki analizowali tekst, a ja złapałam Logana za rękę.
 - Wiedziałeś coś o tym? - zapytałam, a ten pokręcił głową.
 - COO?! - wydarli się chłopcy chórem po skończonej lekturze. Zabrałam im świstek papieru, po czym pomogłam wstać Loganowi. Z adaptera w salonie sączyła się piosenka It's Only Rock'n'Roll (But I Like It) Rolling Stonesów. Bez słowa poszliśmy tam, by usiąść. Logan, oszołomiony i wkurzony, zepchnął odtwarzacz ze stołu. Adapter rozleciał się, a głos Jaggera zamarł z upiornym jękiem. Atmosfera zrobiła się tak gęsta, że można było kroić ją nożem. Henderson, zrozpaczony, usiadł na kanapie i ukrył twarz w dłoniach.
 - To niemożliwe. - wyszeptał, przerywając ciszę. - Po prostu niemożliwe.
List, który tak zrujnował nam dzień, informował Logana, że 23 maja bieżącego roku, to znaczy dwa dni temu, dziewczyna nazywająca się Jenna Richards urodziła poprzez cesarskie cięcie dziecko płci męskiej, którego ojcem najprawdopodobniej jest sam Henderson i ostrzegał, że brunet będzie zobowiązany uiszczać na wychowanie syna kwotę ustaloną przez matkę, w granicach od ćwierci do pół miliona dolarów rocznie, dalej został podany adres szpitala i dzień oraz godzina (jutro o 9:00 rano) w którym Logan powinien się stawić, by zobaczyć swoje dziecko i zacząć ustalać kwotę alimentów.
 - Przecież babka w chuja cię robi. - powiedziałam, klepiąc Logana po ramieniu. - Wszystko się wyda.
 - Ja pamiętam tę Jennę całą. - odezwał się Kendall. - Psychofanka jakich mało. Kiedyś włamała się do garderoby Logana i ukradła mu bokserki. Potem głupia się chwaliła tym na facebooku. - wzdrygnął się. - Ładna, ale źle jej z oczu patrzyło. Poza tym, miała obsesję. Wysyłała listy z pogróżkami do Erin Sanders, naszej koleżanki z planu, która grała w serialu dziewczynę Logana.
Również się wzdrygnęłam.
 - To przecież jasne, że robi cię w konia. - powiedziałam. Raczej nie uprawiałeś z nią seksu.
Cisza. Kendall, James i Carlos spojrzeli na mnie wymownie, a Logan jeszcze bardziej się zgarbił.
 - Uprawiałeś? - wyszeptałam w szoku. - Odbiło ci?
 - Niezupełnie. - wytłumaczył pospiesznie Carlos. - Udało jej się wbić na imprezę, kiedy świętowaliśmy urodziny innej koleżanki z planu, Ciary. Logan był pijany i...
 - Uwiodła mnie. W najbardziej prymitywny, zwierzęcy sposób. A ja się na to nabrałem. - skończył za niego Logan głosem pełnym goryczy. - Zdarzyło się to dokładnie w noc między 22 a 23 sierpnia. Czyli dziewięć miesięcy temu.
 - Ja pierdolę... - wychrypiałam, unosząc dłoń do czoła. - Logan... - zaczęłam. Brunet spojrzał na mnie pytająco.
 - Co? Chcesz mi powiedzieć, że zjebałem?! Sam dobrze o tym wiem.
 - Nie... no co ty, to nie twoja wina... tylko... - pochyliłam się, by oprzeć łokcie o stół do kawy. - Była taka historia w tamtym roku... z Justinem Bieberem. - zagadnęłam. - Jakaś babka w konia go robiła, że urodziła mu dziecko i do sądu go pozwała o alimenty. Wszystko okazało się nieprawdą, ale nie pamiętam szczegółów... - zacięłam się. - Alice mi to opowiadała, ale mnie nie obchodziły takie rzeczy. Byłam z Keithem i mój świat kręcił się wokół jego odjazdów i powrotów. Wiecznie byłam najebana. - Wytłumaczyłam się z goryczą w głosie. Wspomnienia znów zalały moje serce, wypalając się boleśnie pod moimi powiekami. Tak bardzo go kochałam, czekałam na niego jak wierny piesek, podczas gdy on zabawiał się z jakąś dzidzią za moje pieniądze.
James usiadł na poręczy mojego fotela i objął mnie ramieniem współczująco. Uśmiechnęłam się do niego lekko. Ciepło jego ciała i piżmowy, leśny zapach jego perfum działały na mnie uspokajająco.
 - W porządku, przypomnij sobie. - powiedział głębokim głosem i pogłaskał mnie po głowie. - Może to coś pomoże w sprawie z Loganem.
Pokiwałam głową i przycisnęłam mózg, by wydusić z siebie jak najwięcej. Wspomnienia były mgliste, pamiętałam tylko takie szczegóły: kac, smutek, puste butelki, kuchnia zadymiona oparami trawki, Alice próbująca oderwać moje myśli od czerwonej szminki na koszuli Keitha, którą dziesięć minut wcześniej wrzuciłam do prania, podczas gdy właściciel popyrkotał na motorze w ramiona innej dziewczyny.
 - Nic nie pamiętam. - skłamałam, kręcąc głową. - Napiszę maila do Alice. Ona jest teraz w Wenecji u swoich rodziców.
 - Jej rodzice są Włochami? - zainteresował się Kendall. - Nie wygląda.
 - Nie, mają tam letnią rezydencję. Pojechali, żeby odpocząć. Są obrzydliwie bogaci, mają jakieś akcje w dystrybucji ropy naftowej, czy coś... Kontrolują też sieć tartaków w stanie Oregon i parę restauracji w Paryżu.
 - Boże... Czego oni nie mają? - zapytał Carlos.
 - Na pewno biedy. - ucięłam, po czym wstałam, by poklepać Hendersona po ramieniu. Podniósł głowę. W jego źrenicach, odbijała się rozpaczliwa furia osłabiona przez smutek i niedowierzanie. Przytuliłam go, aby nie musieć patrzeć w jego oczy, lecz zapamiętałam to spojrzenie, które odnalazłoby mnie w piekle. Poczułam, jak on również mnie obejmuje. Uśmiechnęłam się w duchu. W najtrudniejszych chwilach, chłopaki tak bardzo przypominali małe dzieci. Przełknęłam ślinę i odsunęłam się na odległość wyciągniętych rąk, by uśmiechnąć się do niego uspokajająco. Pocałowałam go delikatnie w czoło.
 - Carlos? - zagadnęłam cicho. - Zrób Loganowi herbatę, a potem posprzątajcie ten rozwalony adapter. Kendall, zajmijcie się nim - poprosiłam. - James?
 - Słucham?
 - Chodź ze mną, skorzystam z twojego laptopa i napiszemy do Alice. A ty... - zwróciłam się do Hendersona. - Trzymaj się, Logie. Będzie dobrze. - uścisnęłam go jeszcze przelotnie, po czym podążyłam na górę.
 - Stary, pomożemy ci. - mruknął Jamesy, a potem poszedł za mną. W pokoju Maslowa, usiadłam przy jego biurku i otworzyłam laptopa. W oczekiwaniu na rozruch systemu, nerwowo pukałam palcami w blat. Brunet przysunął sobie krzesło, by usiąść przy mnie i oparł swoją głowę na moim ramieniu. Uśmiechnęłam się mimowolnie. Lubiłam być blisko niego. Miał w sobie coś prawiecznego, nieprzemijającego, jakąś uniwersalną prawdę wyzierającą z niego każdą komórką jego aksamitnej skóry. Energia Jamesa była bardzo ciepła, uśmierzała ból i smutek. A poza tym - był słodki, przystojny i czarujący - co zauważyć powinna chyba każda osoba przebywająca w jego towarzystwie.
Pojawił się ekran logowania, a Jamie wstukał hasło. Na tapecie zobaczyłam zdjęcie całego zespołu. Wszyscy sprawiali wrażenie szczęśliwych. Uśmiechnęłam się na widok kilka lat młodszego Carlosa - wyglądał jak chucherko, w porównaniu z obecną muskulaturą chłopaka. Logan wydawał mi się strasznie chudziutki, a Kendall  i James - wyglądali słodko w dłuższych włosach. Wszyscy mieli z 20 lat, ale wyglądali na mniej.
 - To zdjęcie z początków zespołu. Wtedy wszystko wydawało się równie proste, co nieuniknione. - westchnął Maslow, uśmiechając się. - Uwielbiam to zdjęcie.
 - Jest śliczne. - odparłam, otwierając edytor tekstu. - Okej, teraz zacznę pisać, potem poprawię błędy i wyślę. Dla Alice to trzeba książkę napisać. Musi wiedzieć wszystko ze szczegółami i jak było od początku. - zaśmiałam się cicho. - Współczuję Loganowi. - spoważniałam.
 - Ja też... - odparł cicho James. - Mam pomysł. - uśmiechnął się. - Erin, nasza koleżanka, która gra jego dziewczynę w serialu. Z tego, co wiem, bardzo lubi Logana. Może zadzwonię do niej i wszystko jej powiem, to przyjedzie i poprawi mu humor? Kobiety są znacznie bardziej wrażliwe, a ja jak wyobrażam sobie, jak Kendall, który sam jest po depresji i Carlos próbują go pocieszyć, to mi się niedobrze robi. Poza tym, na planie dobrze się dogadują. - wyszczerzył się. - Dobry pomysł?
 - Znakomity. - pochwaliłam go. - Jesteś geniuszem.
 - No wiem. - odparł "skromnie" James, po czym zniknął, pocałowawszy mnie czule w policzek, a ja zostałam w powoli ciemniejącym pokoju, prawie całkiem sama, jedynie w towarzystwie stukania moich palców w klawiaturę.
*Oczami Erin Sanders*

Po rozmowie z Jamesem musiałam wszystko poukładać sobie w głowie. Usiadłam na łóżku, ignorując to, że pościel powoli staje się mokra. Dopiero co wyszłam spod prysznica, żeby porozmawiać z Maslowem dobijającym się do mojego telefonu, jakby nastał koniec świata. Mojego na pewno.
Od kiedy pamiętam, durzyłam się w Loganie. Pojawiał się w moich snach, dlatego tak dobrze udało mi się wczuć w rolę zakochanej w nim dziewczyny. Pamiętałam każdy pocałunek jego poziomkowych ust... Żałowałam, że to nie było naprawdę, tylko udawane, przed kamerami. Teraz mogłam mu jakoś pomóc, zaopiekować się nim. Taka namiastka wielu rzeczy, które byłam gotowa dla  niego zrobić. Kochałam go, całym sercem. Zawsze chciałam odejść gdzieś daleko, gdzie widmo jego spojrzenia i miękkich warg nie będzie mnie dręczyć, lecz podejrzewam, że wtedy mogłabym umrzeć, nie mogąc słyszeć tego głosu, nie wiedząc, czy jest bezpieczny, czy może właśnie w tym momencie tracę go na zawsze. Tak właśnie stałam się więźniem własnego raju.
Pomimo tego, powiedziałam Jamesowi, że pomyślę, a potem, w miarę możliwości przyjadę. Przymknęłam oczy, a spod powiek uciekło mi parę łez. Łez ponurego wieczoru targającego Miasto Aniołów okrutnym i żarłocznym wichrem. Łez samotnej, zakochanej dziewczyny, która dostała szansę, by sprawić że obiekt jej westchnień będzie szczęśliwy. Byłam wdzięczna Jamesowi, za tę szansę, ale nie wiedziałam, czy mam prawo ją wykorzystać. Wstałam, a ręcznik, którym owinięte było moje ciało, opadł miękko na ziemię. Podeszłam do komody, na której leżało moje wspólne zdjęcie z Loganem. Przyjaciele z planu. Tylko, czy aż? Dotknęłam palcem jego twarzy, uśmiechniętej delikatnie i słodko. Jedna łza opadła na zdjęcie.
Odłożyłam je na komodę i postanowiłam sobie, że zrobię to. Kocham Logana, i chociaż nie mam odwagi mu tego powiedzieć, pokażę mu to.
Założyłam moją najlepszą koronkową bieliznę w amarantowym kolorze, a potem ubrałam dopasowaną koszulę w różowo-fioletowo-biało-błękitną kratkę i czarne rybaczki, a do tego fioletowe sandałki na szpilce. Wzięłam niewielką torebkę listonoszkę i włożyłam do niej portfel, kluczyki od samochodu, okulary przeciwsłoneczne oraz mały flakonik perfum. Wysuszyłam pospiesznie włosy, potem od niechcenia wyprostowałam je, aby tworzyły miękkie fale, miast mocnych loków. Zaplotłam je starannie w długiego warkocza kłosa, zwisającego swobodnie na jedno ramię, po czym zrobiłam lekki makijaż oczu i musnęłam usta pomadką o smaku malinowym, którą schowałam do torebki. Z gorącą chęcią niesienia pomocy Loganowi, wsiadłam do samochodu i pojechałam, korzystając z adresu, który podał mi James.
Zatrzymałam się przed ślicznym bungalowem z basenem po około piętnastu minutach. Niebo zaciągały ciemne chmury, ale nie wyglądało na to, że będzie padać. Zauważyłam, że jest niepokojąco wietrznie, jak na Los Angeles. Chcąc nie chcąc, wysiadłam z auta i zapukałam do drzwi.
Otworzył mi Kendall.
 - Hej, Erin. - powiedział cicho, po czym objął mnie na powitanie. Kątem oka spostrzegłam bandaże na jego rękach. Przełknęłam ślinę. Czy to możliwe, że tak przeżył rozstanie z moją kuzynką Patti? A może stało się coś jeszcze... Przypomniałam sobie, że widziałam w gazecie jego zdjęcie z jakąś ładną blondynką, jak jadą czerwonym cadillakiem. Było napisane, że to jakaś wybitna malarka. Może to przez nią?
 - Cześć, Ken. - odparłam, uśmiechając się. - James mi powiedział, co z Loganem.
 - Tak, mówił nam, że przyjedziesz. Dziękujemy ci... I tak dużo już problemów było. Widziałaś ich na bankiecie, prawda? - zapytał Schmidt.
 - No tak... Jest dalej z wami mama Jamesa? - przypomniałam sobię tę oschłą kobietę, o której strach wspominać, nie tylko w obecności jej syna. Wszyscy dobrze ją znaliśmy, i każdy na planie się jej bał, od kiedy wtargnęła tam rok temu i zrobiła raban.
 - Pojechała.  - odpowiedział cicho blondyn
 - Na szczęście. - odetchnęłam z ulgą. - Gdzie jest Logan?
 - W salonie. Carlos próbuje go rozbawić, ale coś mu nie idzie. - parsknął ironicznym śmiechem.
 - Dobra, zaraz go zmienię. Jak tam w ogóle u ciebie... Trzymasz się? - zapytałam.
 - Taak, w porządku. Było trochę komplikacji, ale zapominam o Patti. Tęsknię trochę za nią... A co u niej?
 - Hm... Udaje, że nie jest moją kuzynką. Pokłóciłyśmy się. Teraz ma jakiegoś nowego chłopaka. Myślę, że jest szczęśliwa. - powiedziałam.
 - To dobrze. Jeśli lepiej jest jej z nim, niż ze mną, to życzę im jeszcze więcej szczęścia. - uśmiechnął się melancholijnie chłopak. Poklepałam go po ramieniu. Nie zasługiwał na to, co zrobiła mu Patricia. Było mi przykro, gdy patrzyłam na jego cierpienie. "Jest bardzo dojrzały." pomyślałam, uśmiechając się pokrzepiająco. On odwzajemnił uśmiech i otworzył drzwi do salonu.
 - Carlito, chodź. - przywołał latynosa, który pojawił się w holu.
 - Cześć, Erin. - szepnął.
 - Hejka, Carl. - przywitałam się z wymuszonym uśmiechem i objęłam go. Serce biło mi jak oszalałe. Za tymi drzwiami był Logan. Smutny, zrozpaczony, pełen strachu o jutro. Ja miałam mu pomóc. Chciałam pobiec do niego i przytulić go z całej siły, obronić go przed tą harpią, która robiła mu krzywdę, wykręcając się miłością do niego. To, co ta cała Richards do niego czuła to nie była miłość, jak zapewniała mnie w zjadliwych listach pełnych gróźb, żebym się do niego nie zbliżała, bo jak nie to obetnie mi język i włoży mi go w dupę. To był czysty fanatyzm.
 - Idź do niego. Jest bardzo przybity. - powiedział Carlos, po czym poklepał mnie po ramieniu.
 - Powodzenia. - szepnął Kendall, a ja wzięłam głęboki oddech i wkroczyłam do salonu.
W pomieszczeniu panował półmrok rozświetlany blaskiem ognia z kominka i płomykami kilku świeczek stojących na stoliku. Dostrzegłam nieregularny zarys Logana siedzącego na sofie i trzymającego w dłoniach kubek z herbatą. Zobaczyłam, że jest przykryty kocem.
 - Cześć, Logie. - powiedziałam miękko i usiadłam obok niego. - James mi powiedział co się stało.
 - Hej... - odparł ten cicho, łamiącym się głosem. Przyjrzałam się jego twarzy. Tak ubóstwiane przeze mnie malinowe wargi były teraz blade, popękane i drżące. Pod ślicznymi, czekoladowymi oczami ciemniały sine cienie. Wyglądał smutno... pusto. Jak bez duszy. Łzy napłynęły mi do oczu.
"Kocham cię, kocham!" - krzyczało moje serce, gdy mocno go przytuliłam. - Jestem przy tobie. - szepnęły moje usta.
 - Dziękuję. - odpowiedział Logan. - Nie wiesz nawet, jak strasznie się czuję...
 - Ćśśś... wiem. - przerwałam mu, odsuwając się od niego lekko, by móc pocałować jego czoło.
Orzechowe oczy bruneta błyszczały ciepłym blaskiem. Byłam pewna, że on słyszy głośne i szybkie bicie mojego rozszalałego serca.
 - Jutro o dziewiątej masz tam być. Lepiej, żebyś się wyspał, Logie. - powiedziałam, wstając. Henderson kiwnął głową i wypił resztę herbaty ze swojego kubka. Wzięłam go od niego, dyskretnie wąchając. Wyczułam brandy. Więcej alkoholu niż herbaty. Odłożyłam kubek na stolik. Chłopak również wstał, lekko się chwiejąc, i wziął koc pod pachę.
 - Ile tej herbaty wypiłeś? - zapytałam.
 - Z trzy kubki... Carlos mi ją zrobił. - wymamrotał mój ukochany.
Przełknęłam ślinę i wzięłam go za rękę. Miał cudownie miękkie i ciepłe dłonie. Poszliśmy przez ciemne i ponure korytarze do sypialni Logana.
W pokoju dominowały ciepłe brązy. Na półce, obok schludnie ułożonych książek, leżał niewielki, pluszowy miś. Dostał go ode mnie, na urodziny. Była nawet wstążeczka z malutką dedykacją.
 Teddy Bear for Loggie Bear :) from Erin.
Logan poszedł do garderoby, żeby się przebrać, a ja spacerowałam po pomieszczeniu, oglądając zdjęcia, małe pamiątki, książki. Miał dużo zdjęć rodzinnych, z jego mamą. Wiedziałam, że bardzo ją kocha. Zobaczyłam kopię zdjęcia ze mną, które miałam u siebie. Wzięłam je w dłonie i uśmiechnęłam się. Wtem, usłyszałam trzask z garderoby. Walcząc ze sobą, stanęłam pod drzwiami, zastanawiając się, czy wejść, czy nie.
"A jak coś się stało?"
"Daj spokój Erin, coś mu spadło. Nie wchodź tam."
"Muszę!"
Otworzyłam drzwi i zobaczyłam, że Logan upadł na podłogę. Na szczęście miał na sobie bieliznę.
 - Erin, pomóż mi... - wymamrotał. Musiał być nieźle wstawiony. Delikatnie pomogłam mu wstać i podałam mu spodnie od piżamy, które leżały nieopodal. Uśmiechnęłam się, na widok wzoru nadrukowanego na nich. Były to znaki Batmana. Gdy ubierał spodnie, ja pilnowałam, żeby się nie wywrócił. Potem, podałam mu biały podkoszulek, próbując nie patrzeć na jego nagi tors.
 - Dziękuję... - powiedział cicho. - Jesteś dla mnie taka dobra...
 - W porządku, wszystko będzie dobrze. - powiedziałam czule, po czym złapałam go za rękę. Zmusiłam go, aby usiadł na łóżku, po czym usadowiłam się obok niego.
 - Ładnie wyglądasz. - powiedział Logan, a moje rozszalałe serce przyspieszyło, o ile to w ogóle możliwe.
 - Dziękuję. - odparłam cicho. Pogłaskałam go po policzku. Wyczułam gorące łzy spływające z jego oczu na moje palce. Poczułam wielki, duszący ból w piersi, jak zobaczyłam, że Logan płacze.
"BOŻE! ON PŁACZE!" łkało moje serce, podczas gdy moje usta milczały, a ręce wycierały czule wilgoć z policzków mojego ukochanego.
 - Cichutko, kochanie. - szepnęłam. "Kurwa, powiedziałam kochanie... Erin, uspokój się! SPOKOJNIE!" - Nie płacz. Masz taki śliczny uśmiech. Lepiej, żebyś się uśmiechał, niż, żebyś płakał. - powiedziałam miękko, głaszcząc jego cudną twarz.
 - Boję się... - wyjąkał w odpowiedzi brunet. - A jeśli to moje dziecko? Nie jestem gotowy na bycie ojcem.
 - Logan, kochanie... Wszystko dobrze się skończy. Jutro zobaczysz to dziecko i uświadomisz sobie, że nie jest do ciebie w ogóle podobne. - uspakajałam go, co nie wychodziło mi za dobrze. Henderson zaczął płakać jeszcze bardziej.
 - Ćśś... kotku... - szepnęłam, przytulając go mocno i kołysząc nami na boki. Było mi wszystko jedno. Nie chciałam się kontrolować, chciałam być czuła i pokazać mu, że mocno go kocham. - Jak chcesz, to pojadę tam z tobą, co? - zaszczebiotałam jak do małego dziecka.
 - T-tak, proszę. - zamruczał cicho Logan.
 - Dobrze, ale pod jednym warunkiem. Masz przestać płakać i uśmiechnąć się do mnie. - powiedziałam. Logan odsunął się ode mnie, wycierając oczy słodkim gestem. Uśmiechnął się lekko, a mi zrobiło się ciepło, gdy zobaczyłam jego śliczne dołeczki.
 - Widzisz, kochanie? Teraz na pewno z tobą pojadę. - obiecałam, a on uśmiechnął się szerzej. Widziałam jeszcze małe łzy na koniuszkach jego dolnych rzęs.

_______________________
Zdecydowałam, że skupię się w historii trochę bardziej na Loganie.
Wczułam się bardzo w sytuację Erin, bo sama miałam coś takiego.
Ach, ta miłość :3.
No, dziękuję za uwagę.
Możliwe, że następny rozdział już dziś!

3 komentarze:

  1. Prawie płakałam ;< Biedny Logan. Oby ta panna go tylko wkręcała.

    OdpowiedzUsuń
  2. Biedny Loggie ;c
    Oby to nie było jego dziecko .
    Dobrze , że Erin jest przy nim :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Smutne, a zarazem cudowne. Lecę czytać następne!

    OdpowiedzUsuń

Proszę o nie spamowanie, chyba że chcesz zareklamować blog o BTR ^^