czwartek, 2 maja 2013

Rozdział 10


Witam serdecznie!
Jestem niepocieszona tym, że dostaję tak mało komentarzy :c.
Powinnam chyba bardziej się reklamować ;p.
Albo ciekawiej pisać.
BTW, wszystkich czytających, zapraszam na i-know-nothing-about-her-past.blogspot.com.
Jest to blog Pauli Fallow, również o BTR i jest prze-niesamowity :3.
Zapraszam na rozdział nr 10~! (fanfary.)
Dziś będzie bardzo krótko, bo... bo tak!
_______________________________
Rozebrałam się do bielizny wraz z Carlosem i Jamesem, po czym śmiejąc się jak opętani, wskoczyliśmy do jeziora. Woda była lodowata, ale mi było gorąco, z racji wypitego wcześniej alkoholu. Chłopaki zaczęli mnie podtapiać, a ja pisnęłam rozpaczliwie, łapiąc się wszystkiego, czego mogłam, by nie pójść na dno.
 - Lorrie! - wydarł się latynos. - Ała! - korzystając z tego, że mnie puścił, odpłynęłam kilka metrów dalej, a James dusił się ze śmiechu.
 - Co się stało? - spytałam.
 - Ja wiem, że nie chcesz się utopić, ale nie musisz łapać mnie nie powiem za co! - krzyknął ten, i schylił się, by podnieść z dna wielką garść rozmokłego mułu. Cisnął nią we mnie, a ja zrobiłam unik. Niestety, cuchnąca maź rozpaćkała mi się na ramieniu.
 - Fuuu...! - zawyłam, po czym zaczęłam ładować w niego wszystkim, co mi się nawinęło pod rękę, ten starał się nie być mi dłużny.
 - EJ! -  wydarł się Maslow. Ja i Carlito zaprzestaliśmy naparzanki, aby spojrzeć na niego pytająco. Brunet wydłubywał sobie muł z ucha. - To obrzydliwe! Nie macie co robić?
 - Przepraszam! - zawołałam, po czym podpłynęłam do niego, by mu pomóc, co nie bardzo mi wychodziło, bo śmiałam się jak popieprzona. Koniec końców, James, żeby pozbyć się tego musiał zanurkować. Kąpiel w jeziorze była orzeźwiająca, więc alkohol powoli zaczął wyparowywać mi z organizmu. Poczułam, że jest zimno jak cholera i zaczęłam szczękać zębami.
 - Ale lodownia, ja wychodzę... - mruknął latynos, a ja i James się z nim zgodziliśmy i w trójkę podążyliśmy na ląd. Gdy wychodziłam, zimny, nocny wiatr zawył mi w uszach, a ja zadrżałam i zatrzymałam się, oplatając ciało ramionami. Idący za mną Maslow również się zatrzymał.
 - Co jest? - zapytał z troską.
 - Nic, zimno mi tylko... - odparłam, starając się jak najmniej szczękać zębami.
 - Mi też... - mruknął Jamie. - Chodźmy, ogrzejemy się. - zaproponował. Ja kiwnęłam głową i podążyłam na miejsce naszego melanżu... ekhem... biwaku. Trzcina łagodnie ślizgała się po moim mokrym ciele, gdy przebijałam się przez jej warstwę. Szło mi z tym trochę wolniej, niż chłopakom, i pozostałam trochę w tyle, między innymi ze strachu przed różnymi zwierzątkami, które mogą tam mieszkać. Na przykład wężami.
 - Idziesz? - odwrócił się Maslow, który wyprzedził mnie chwilę temu.
 - Eee, boję się trochę... - odparłam. Brunet przewrócił oczami, mruknął coś w stylu "Ach, te baby...", po czym wziął mnie na ręce i przeniósł mnie przez pas porośnięty pałką wodną.
 - Jakoś się nie bałaś, jak wskakiwaliśmy do jeziora. - powiedział z powątpiewaniem.
 - Teraz trochę otrzeźwiałam. - wytłumaczyłam mu, takim tonem, jakbym mówiła do debila.
 - A, rzeczywiście.
Gdy wyszliśmy z gęstwiny, zobaczyliśmy Carlosa, jak, już ubrany, wiesza swoje mokre gatki nad ogniskiem, które trochę przygasło.
 - James, ubierz się i pomóż mi rozniecić ogień. - powiedział.
 - Sam se podniecaj ogień. - odparł brunet, stawiając mnie na ziemi.
 - Chodziło mu o to, żebyś pomógł mu rozpalić ponownie to ognisko. - powiedziałam, kręcąc głową. Zabrałam szybko moje ubrania i poszłam do jednego z pustych namiotów. Tam, zdjęłam mokrą bieliznę, i założyłam suchą, a potem się ubrałam. Od razu zrobiło mi się cieplej. Wzięłam ze sobą wilgotne szmaty i wywiesiłam je na patyku obok bokserek Carlosa. Logan, dalej śpiący z kiełbasą w spodniach, poruszył się nieznacznie i głośno zachrapał. Parsknęłam śmiechem.
 - Ja pitole, a on tu dalej...? - westchnęłam, biorąc do ręki telefon Carlosa. - Cyknę mu zdjęcie twoim fonem, a potem będzie miał zdziwko... hehe. - zaśmiałam się.
 - Nie, czekaj. - powiedział ten, i wziął ode mnie Iphone'a. - Mam kamerę. Nakręcimy film. Potem mu to pokażemy. - zachichotał, po czym poszedł do namiotu, w którym spał Kendall. Usłyszałam mamrotanie blondyna, gdy Carlito wyciągał stamtąd kamerę. Latynos wrócił po paru sekundach, dusząc się ze śmiechu.
 - Spał przytulony do mojej torby. - zachichotał. - Kompletnie nie kontaktuje. - powiedział, a ja zaśmiałam się, zakrywając usta dłonią.
Włączył kamerę i rozpoczął nagrywanie. Przesunął obiektyw na moją twarz, a ja wystawiłam język.
 - Spadaj, Carlos! - warknęłam, po czym wzięłam z torby Jamesa koc, a ze stołu puszkę piwa i rozsiadłam się wygodnie na rozkładanym fotelu.
 - Tutaj mamy książkowy przykład żula pospolitego amerykańskiego. To rzadki okaz płci żeńskiej, który, mimo, że słabszy fizycznie, nie ma słabszej głowy od żula pospolitego płci męskiej. Jego łacińska nazwa to femininie żuline paskudnikus i lubuje się w trunkach typu browar, wino, czasem spirytus, bądź denaturat. - powiedział Carlos, robiąc zbliżenie na moją twarz, za co pokazałam mu dwa środkowe palce.
 - Odwal się. - rzekłam, gromiąc go wzrokiem. - Sfilmuj lepiej Logana. - Pena natychmiast przesunął obiektyw na drzemiącego słodko Hendersona, trzymającego palec w buzi.
 - Tutaj, drodzy widzowie, jest przykład samca nerda niepospolitego. Ten tutaj, cierpi na rzadką w tym gatunku chorobę... - zawiesił dramatycznie głos. - ...zwaną po łacinie kutas kiełbasus maximus. - oboje zaczęliśmy się chichrać, a Carlos zrobił zbliżenie na kiełbasę wystającą z rozpiętego rozporka Logana. - A teraz... - latynos zaczął się skradać do namiotu Schmidta. - Zobaczymy, jak wygląda samiec żula pospolitego. - rozpiął zamek, po czym zaczął filmować śpiącego Kendalla. - Jak państwo widzicie, porzygał się wcześniej przez sen. - skomentował.
 - Serio? Wymiotował? - zawołałam.
 - Yhyy... - odparł Carlos, po czym wyłączył kamerę i schował ją, ciesząc się jak nie wiem co. - Będzie co oglądać w domu.
Wtedy, coś poruszyło się w krzakach i wypadł z nich Maslow.
 - O, tu jesteście! - uśmiechnął się.
 - Co ty, się w lesie przebierałeś? - zapytałam.
 - Noo... A gdzie?
 - Mogłeś w namiocie... - powiedziałam.
 - Kurde, rzeczywiście... hahaha... - zaśmiał się James, a my razem z nim. Potem, chłopcy wzięli się za rozpalanie ogniska, a już piętnaście minut później, płomień trzaskał wesoło, i rozsiedliśmy się wygodnie na fotelach, każdy dzierżąc swoją puszkę z piwem.
 - Zwała, nie? - zapytał nagle Jamie.
 - Co? - odparłam nieprzytomnie. Powieki już mi się kleiły, a ciemne niebo zaciągnęło się szarą mgłą. Musiała być już co najmniej czwarta.
 - Mieliśmy tyle alkoholu... a tu ostatnie browce obalamy. - mruknął.
 - Ty... serio. - zgodziłam się. - Co nie, Carlos?
Cisza.
 - Carlos?
Nie odpowiedział. Spał na fotelu, zwinięty w kłębek jak kot, przykryty kocykiem i przytulony do puszki po piwie.
 - Aaaaw~. - westchnęłam. - Zasnął. - spojrzałam na Jamesa. Ten, uśmiechał się do mnie ciepło znad swojego browara.
Ja dopiłam końcówkę i wstałam, przeciągając się.
 - Chyba też pójdę w kimę. - poinformowałam go. Gdy wyszłam spod ciepłego kocyka, zadrżałam z zimna. - Brr, ale lodówa nad ranem. - jęknęłam, zwijając koc i wrzucając go do namiotu. Weszłam do środka.
 - Dobranoc. - powiedział James. Już miałam zapinać zamek, ale zapatrzyłam się w niego. Siedział, dopijając wygazowane już piwo, i wpatrywał się w gwiazdę poranną, która jaśniała najmocniej, podczas gdy pozostałe bledły już przed światłem nadchodzącego brzasku. Jakby z oddali dochodziło mnie ciche pochrapywanie Logana, Carlosa i Kenny'ego.
 - Wyjmij mu tę kiełbasę z majtek i chodź, będzie cieplej. - zaproponowałam, sama nie wiem czemu. Maslow kiwnął głową, zrobił to, o co poprosiłam, wyrzucając kiełbaskę za siebie (wpadła do dogasającego znów ogniska) i dopił szybko napój, odłożył puszkę, po czym wszedł do namiotu. Rozłożyłam na dmuchanym materacu dwie małe poduszki i koc, po czym zdjęłam trampki, rozpuściłam włosy, rozpięłam bluzę i położyłam się. James również zdjął buty i uśmiechał się ciepło, kładąc się obok. Wtuliłam się w jego ciepły tors, a potem przykryłam nas oboje. Brunet pachniał piwem, lasem, żywicą, jeziorem, przyrodą, pramułem, wiecznym oddechem nieskończoności. Jego miarowe bicie serca i gorący oddech powoli tuliły mnie do snu.
 - James? - szepnęłam.
 - Tak?
 - Przepraszam, że się z ciebie wyśmiewałam, i że przywiązałam cię do tego łóżka. Jesteś w porządku, nawet jak czasem zachowujesz się jak kutas. - Maslow zaśmiał się cicho. Jego migdałowe oczy błyszczały w półmroku.
 - Ty też jesteś w porządku, nawet jak czasem jesteś demonem.
Uśmiechnęłam się promiennie i musnęłam lekko jego usta swoimi. Ten, przyciągnął mnie do siebie, mocno przytulając, i pocałował mnie w czoło.
 - Moja słodziutka... - wyszeptał, czule głaszcząc mnie po plecach.
Już zapomniałam, jak to jest. Nie miałam wątpliwości, że James coś do mnie czuł , ale wydawało mi się to dziwne. Keith... To zawsze on tak się do mnie zwracał, i był tak opiekuńczy. Przytulał mnie. Kochał. Pojedyncza łza spłynęła mi po policzku, ale otarłam ją, by brunet jej nie zauważył. Na próżno, bo za nią spadła druga. I trzecia.
 - Nie płacz, kochanie. - zamruczał mi do ucha, wycierając słone krople opiekuńczym gestem. - Ćśś... - wyszeptał, przytulając mnie, i nieznacznie kołysząc nami na boki. Byłam bardzo zmęczona. Zamknęłam powieki, spod których uciekło jeszcze kilka łez, ale przestałam już płakać.
 - Dziękuję, James. - szepnęłam, a potem już smacznie spałam, przytulona do jego cieplutkiego, kochającego ciała.
***
Obudziłam się w agonalnym stanie wszechogarniającego kaca, a Jamesa nie było obok mnie. Głowę rozsadzał mi pulsujący ból. Gdy zamykałam oczy, tańczyły mi pod powiekami kolorowe punkciki. W uszach mi dudniło. Jęknęłam ochryple i przeciągle. Chwilę później, wejście do namiotu rozwarło się. W polu widzenia pojawiła się głowa Jamesy'ego.
 - Hej. - przywitał się. - Już wstałaś... Złożyliśmy z chłopakami już wszystkie namioty. Jak będziesz gotowa to idź i coś zjedz. - Nie kontaktowałam za bardzo, więc musiał mi to powtórzyć. Nawet wtedy siedziałam z głupią miną i wpatrywałam się w jego twarz. Miał rozczochrane włosy i podkrążone oczy. Mówił cicho, ochrypłym głosem. Miał nie lżejszego kaca ode mnie. Powoli pokiwałam głową, po czym ubrałam trampki i związałam włosy. James zniknął, nie zamykając za sobą wejścia. Ze szczeliny wypływało złociste światło, tak oślepiająco jasne, że przeklinałam siebie, iż nie wzięłam okularów przeciwsłonecznych. Wygramoliłam się z namiotu i natychmiast tego pożałowałam. Musiałam prawie natychmiast zamknąć oczy i drogę do chłopaków siedzących przy rozkładanym stoliku przebyłam niemalże na oślep. Dobrze, że chłopcy znajdowali się w cieniu kilku brzóz. Gdy dotarłam do nich, opadłam w zrezygnowaniu na fotel.
 - Czeeść. - powitał mnie smętny chór. Przyjrzałam się chłopcom. Logan był jeszcze bledszy niż zwykle i siedział z ustami przyklejonymi do butelki wody, podobnie jak James. Kendall ścierał sobie wymiociny z rękawa, a Carlos niemrawo przeżuwał sucharka.
 - Siema... - odparłam, biorąc krakersa z paczki leżącej na stoliku. Wydawało mi się, że ptaki są jakieś głośniejsze i radośniejsze niż zwykle. Wkurzało mnie to, żałowałam, że nie podjechaliśmy na Sunrise St. przed biwakiem i nie zabrałam z domu wiatrówki. Powystrzelałabym te wszystkie małe skurwysyny.
 - Co byś zrobiła? - zapytał zaskoczony Logan.
 - Co? - zdziwiłam się.
 - Jakie skurwysyny byś powystrzelała? - zainteresował się Maslow. - To chyba nie chodzi o nas?
 - Co, powiedziałam to na głos? - odparłam, oszołomiona. Chłopaki pokiwali głową, świdrując mnie wzrokiem, a ja zaśmiałam się nerwowo.
 - Chodziło mi o ptaki, wkurzają mnie. - wyjaśniłam.
 - Nas też... - odpowiedzieli ponuro chłopaki.
Po półgodzinie lenienia się i leczenia kaca, każdy wziął po tabletce i złożyliśmy wszystko do auta, po czym z Carlosem za kierownicą, ruszyliśmy w drogę powrotną. Gdy dotarliśmy do domu, rozładowaliśmy terenówkę, namioty i stolik wynieśliśmy do garażu, a do prania wrzuciliśmy to, co tego wymagało, po czym każdy zajął się sobą. Czyści, przebrani, i dalej przytępieni kacem, rozsiedliśmy się w salonie. Z radością odkryłam w szafie adapter i parę winyli z lat siedemdziesiątych. Puściłam muzykę, i przyniosłam każdemu po butelce zimnej wody. Carlos z tajemniczym uśmiechem powiedział, że ma fajny film. Puścił mi oko.
 - Nooo, to jest zajebista komedia. - powiedziałam, powstrzymując śmiech. Carlito poszedł, by wyjąć kartę pamięci z kamery, po czym włożył ją do czytnika podłączonego do telewizora, a ja ściszyłam adapter.
 - Masz ten film na karcie pamięci? - spytał zdziwiony Kendall, a latynos pokiwał głową. Na ekranie zaczęły wyświetlać się pierwsze sekundy wczorajszego nagrania. Dziwnie było mi patrzeć na swoją twarz, kiedy pokazywałam język, a potem dwa fucki. Zauważyłam, że jak się nagra mnie na kamerze, to mam śmiech jak koń. A może tylko mi się wydawało? Gdy pokazało się zbliżenie na Logana i kiełbasę w jego spodniach, wszyscy się roześmiali, a Henderson zrobił się czerwony na buzi.
 - Który mi to zrobił frajerzy? - wkurzył się, a ja, kwicząc ze śmiechu, pokazałam na siebie. - No kurde, Lourette! Nudziło ci się?! - zdenerwował się Logan.
 - Spokojnie, stary, patrz na to. - powiedział Carlos, wskazując na ekran, na którym pojawił się śpiący Kendall, śliniący się przez sen, ściskający w rękach pomiętą czarną torbę, leżąc przy tym w kałuży własnych wymiocin.
 - O fuck! - zaklęłam, patrząc na to, a Kendall zrobił się blady.
 - Debile! - wkurzył się blondas. Film się skończył, a ja przygłosiłam muzykę. Chłopcy śmiali się w najlepsze. Logan i Kendall byli troszeczkę obrażeni, ale potrafili śmiać się z samych siebie, więc jakoś specjalnie ich to nie ruszyło.
 - Szkoda, że się wtedy przebierałem. - powiedział James z uśmiechem.
Wtem, usłyszeliśmy dzwonek do drzwi. Wstałam z fotela, z racji tego, że byłam najbliżej, po czym poszłam otworzyć.
 - Dzień dobry, zastałem pana Logana Hendersona? Mam list polecony. - powiedział listonosz, stojący za drzwiami.
 - Pewnie, już wołam. - odparłam uprzejmie, po czym pobiegłam do salonu.
 - Logan, list do ciebie. - powiedziałam, i rozsiadłam się w fotelu.
Henderson poszedł i nie wrócił przez najbliższe piętnaście minut. Gdy wstaliśmy, żeby zobaczyć, co się stało, zobaczyliśmy, że chłopak siedzi w holu pod ścianą, ściskając w ręce list i patrząc się niewidzącym wzrokiem przed siebie. Podeszłam do niego i kucnęłam przy nim.
 - Co jest? - zapytałam, przerażona, widząc pojedynczą łzę spływającą po jego policzku. Ten, bez słowa, nawet na mnie nie patrząc, podał mi papier.
Przeczytałam szybko list, i z szoku opuściłam go na ziemię.
 - O kurwa... - szepnęłam, dalej nie wierząc w to, co przeczytałam. Nie mieściło się to w głowie. - To na pewno jakiś przekręt. - wykrztusiłam z siebie.
______________________________
HAHAHA, MACIE ZA SWOJE.
Wiem, że krótko, i beznadziejnie, ale więcej nie będzie, jak nie zobaczę tutaj co najmniej pięciu komentarzy.
HAHA, ALE MACIE PRZESRANE :p
See ya <33.

2 komentarze:

  1. Te nagranie hahhahahahahhahahahhaha xD
    Co to za list ?? ;o
    Nie no ale rozdział zajebisty ;D

    OdpowiedzUsuń
  2. To jest chyba to co myślę i to co przeczytałam w opisie bohaterów....

    OdpowiedzUsuń

Proszę o nie spamowanie, chyba że chcesz zareklamować blog o BTR ^^